pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Collins, Wilkie La dama de blanco
- 2008 62. W blasku fleszy 3. Braun Jackie Kompromitująca kaseta
- PS19 Pan Samochodzik I ZśÂ‚oto Inków t.2 Szumski Jerzy
- Loius L'Amour Sacketts 11 The Sky Liners
- Historia Jć™zyka Polskiego
- 15 Pan Samochodzik i nieuchwytny kolekcjoner Z.Nienacki
- LP. X XII. Kafka Franz MATURA.2010 Proces
- 056. Williams Cathy Pokochac cien
- Christine Price Soul Bond (pdf)
- Henry Kuttner The best of Henry Kuttner 1
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Angeles następnego dnia. Wynieść się póki był czysty.
- Jeśli będę się z nim widział - powiedział mętnie. - Możliwe, że wybył z tą dziewczyną...
- Wybył? - Joseph warknął. - Dino, słyszałeś to?
- Co? - Dino podskoczył. W myślach rozważał możliwość miodowego miesiąca w Europie, z dala od
ojca.
- Nico Constantine wybył - powiedział Joseph ponuro.
- Nie wybył - Bernie spróbował się słabo uśmiechnąć. - Chodzi mi o to, że on jest w pobliżu, ale ta
dziewczyna... No, wie pan jak to bywa...
- Jaka dziewczyna? - zagadnął Joseph, a jego oczy stały się nagle stalowe.
- Nie znam jej nazwiska...
- Czy ona tu pracuje?
- Nie, nie wydaje mi siÄ™.
- Więc kim ona jest? Co robi?
Susanna włączyła się nagle: - Właśnie, kim jest ta tajemnicza kobieta?
Bernie miał ochotę wyłoić jej skórę. Nie podobało mu się spojrzenie Josepha. To był wielki stary spry-
ciarz.
- Powiedziałem wam, nie wiem. Jakaś puszczalska, która odciągnęła go od stolika wprost do swojego
łóżka.
- Proszę wszystkich o uwagę! - Cherry w podnieceniu klasnęła w dłonie. - Nie mogę już dłużej tego
trzymać w tajemnicy! W dzisiejsze popołudnie Dino i ja pobraliśmy się!
Bernie miał ochotę ją ucałować. To był piekielnie dobry sposób na odwrócenie uwagi wszystkich od
Nico.
- Co? - Nico nie mógł uwierzyć w to, co mu mówił Hal.
- Szkło - oznajmił Hal bezbarwnie - jeden cholerny kawałek pięknie oszlifowanego szkła oczywiście
oprawionego w prawdziwą platynę. Podróba - cacko, ale autentyk to nie jest.
- Nie wierzę! - Nico poczuł szaloną ochotę, by się roześmiać. - Po prostu nie wierzę!
- Zacznij wierzyć, mały. Nie jest warte więcej niż kilka stów.
Nico potrząsnął głową w zdumieniu. Więc Mrs Co-stello wykiwała go. Czy rzeczywiście? Kochana
staruszka nigdy nie twierdziła, że pierścień jest prawdziwy. Nigdy nie pokazywała mu papierów żeby
udowodnić jego autentyczność. Prawdopodobnie trzymała oryginał zamknięty w skarbcu bankowym.
Tak, to było oczywiste. Diament takich rozmiarów. Wszystkie bogate kobiety robiły sobie kopie swoich
klejnotów. I to doskonałe kopie. Wystarczająco dobre, żeby oszukać każdego, z wyjątkiem ekspertów.
Nico był zażenowany. - Hal, co mogę powiedzieć? Nie miałem pojęcia...
Hal zachował się przyzwoicie. - Oczywiście, że nie miałeś. Nawet ja myślałem, że to autentyk, a ja mam
oko - potrafię wykapować prawdziwy towar na milę. Słuchaj, miło było prawie zrobić z tobą interes. - Hal
szykował się do wyjścia. - Pozdrów ode mnie Bernie-'go. Wyjeżdżasz dzisiaj?
Nico wzruszył ramionami. - Nie wiem co zrobię.
- Wiesz czego ci naprawdę potrzeba? Bogatej, puszczalskiej staruszki. - Hal roześmiał się. -
Nadzianej, starej i wdzięcznej. Zapalił się do tematu. - Kilka takich mocnych damulek przyleci jutro z
Teksasu. Chcesz milion dolców - żaden problem. Ale musisz na niego popracować...
- Jakie stare?
- Nie najświeższe kurczaczki...
- Jakie stare?
- Po sześćdziesiątce, może dobijające do siedemdziesiątki... Ale nigdy nic nie wiadomo, silikonowe
cycki, po operacjach plastycznych i ...
- Daruj.
- Jak chcesz, ale to pewna wygrana.
Tak. Pewna wygrana. Właśnie tego potrzebował.
Hal wyszedł, a Nico chodził po pokoju hotelowym zastanawiając się jaki powinien być jego następny
ruch. Przestrzec Bernie'go. To od razu. Powiedzieć mu, żeby się zwinął z Vegas i przestał go kryć.
A potem co? W jaki sposób obojętnie kiedy zdobędzie pół bańki zielonych?
Jak to się stało, że w ogóle stracił pół bańki zielonych?
Przez hazard.
Nie miał już prawie wcale forsy w kieszeni, ale nie czuł się tym skrępowany. Podniósł słuchawkę i popro-
sił z dyrektorem.
Przywołał cały swój niepowtarzalny wdzięk. - Mr Graheme, mam mały problem, mój bank w Szwajcarii
przeprowadza transfery pieniędzy - do jutra wszystko będzie grało. Tymczasem, gdyby pan mógł mi
pożyczyć - powiedzmy - 500 funtów w gotówce i dopisać je do mojego rachunku, byłbym niewymownie
wdzięczny.
Sześć tuzinów czerwonych róż przeniesiono póznym popołudniem. Czekały na Fontaine, kiedy wróciła
do domu po przesłuchaniach kandydatów. Mrs Walters porozdzielała je do odpowiednio dobranych
kryształowych wazonów.
- Chryste! - Fontaine wykrzyknęła gniewnie. Ten dom zaczyna wyglądać jak salon pogrzebowy!
Wiem, że prosiłam o świeże kwiaty, Mrs Walters, ale to już niedorzeczność.
Mrs Walters podzieliła tę opinię cmoknięciem i podała swojej pracodawczyni kartkę, którą dołączono do
róż.
Fontaine przeczytała ją. Wiadomość była krótka. Tylko zdawkowe: Dziękuję. Nico."
Dziękuję, za co? Za wspaniałe pieprzenie się? Za wyrzucenie go? Za co?
Fontaine podarła kartkę na drobne kawałeczki i pozwoliła, żeby sfrunęły na dywan.
Mrs Walters zacisnęła usta. Wiadomo kto będzie musiał pózniej to posprzątać.
- Nie chcę żeby mi przeszkadzano Fontaine westchnęła. - Muszę po prostu odpocząć.
- Pani adwokat dzwonił trzy razy, Mrs Khaled, mówi, że musi natychmiast umówić się z panią na
spotkanie.
- Co za nudziarstwo.
- I telefonował książę Rispollo.
- Jeszcze większe nudziarstwo.
- Co mam powiedzieć, jeśli ponownie zatelefonują, Mrs Khaled?
- Niech im pani powie, że odpoczywam i żeby zadzwonili jutro.
- Aha, i jeszcze to przyszło. - Pani Walters wyciągnęła małą paczkę,
Fontaine wzięła ją od gospodyni i, zważyła w ręce. Boucheron. Czy był to dowód szacunku księcia
Paulo?
- Niech mnie pani obudzi o ósmej. - Poszła na górę.
Fontaine przyszła do głowy myśl, że może powinna przyprowadzić ze sobą do domu Steve'a Valentine'a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]