pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Gauss Karl Markus W gć…szczu metropolii
- Roberts Nora AniośÂ‚ śÂšmierci
- ÂŚwidziniewski Wojciech Konsekrowany
- Anne Rice Wyzwolenie śÂšpić…cej Królewny
- Dick_Philip_K_ _Trzy_stygmaty_Palmera_Eldritcha
- Robards Karen Uwodziciel
- Foster, Alan Dean Aliens Vs Predator War
- Sny_wygrywajacych
- 0503. Greiman Lois Powrót do Iowa
- Immortal Ops 3 Radar of Deception
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hort nagle zaczął się śmiać. Ludzie z patrolu otoczyli go ciasnym kołem i zdezorientowani
zaczęli badawczo przyglądać się kupce masy leżącej na ścieżce, zaś Hort w tym czasie skręcał
się ze śmiechu, waląc pięściami w ubitą ziemię przy przedziwnym akompaniamencie
nieregularnych eksplozji.
W końcu Hort opanował się na tyle, że mógł mówić.
- To te tykwy - wysapał.
- To te tykwy - powtórzył Smith, którego ogarniała złość. - To mi nic nie mówi.
Zmiejąc się jeszcze, Hort z trudem wstał.
- Na Langri rosną ogromne tykwy - rzekł. - Są większe od chat i faktycznie tubylcy używają
ich do wykonywania dachów swych domostw. Występują we wszystkich możliwych
kształtach i rozmiarach, a używa się ich do wytwarzania różnych rzeczy, od mebli po
naczynia kuchenne. Od mojego przybycia tutaj przez cały czas zastanawiało mnie, jak te
cholerne tykwy się rozmnażają, a teraz już wiem: eksplodują i rozrzucają zarodniki.
- Czy chce pan przez to powiedzieć, że wszyscy obcy na tej planecie zostali obudzeni, a
myśmy odbyli tę uroczą, nocną przechadzkę po lesie tylko dlatego, że jakieś rośliny
zabawiają się rozmnażaniem? - z goryczą zapytał Smith.
Jakiś oficer wszedł do sterowni i wyprężył się na baczność.
- Przepraszam, panie komandorze, ale... Yorish uniósł rękę.
- Chwileczkę - powiedział. Smith podsycał swój gniew.
- Jak to się stało, że te tykwy nagle postanowiły mieć dzieci tego samego wieczoru, kiedy
wylądowała flota?
- Zapewne tubylcy wiedzą, co robić, żeby wybuchały - rzekł Hort.
- Panie komandorze - zwrócił się oficer do Yorisha - jakiś tubylec...
Yorish znów podniósł rękę.
- Tubylcy wiedzą, co robić, żeby wybuchały - powiedział chłodno Smith. - A więc to tak
sobie wyobrażają przyjacielskie powitanie?
- Albo może chcą w ten sposób odwrócić uwagę waszych wartowników?
- Jakiś tubylec prosi o widzenie z panem, panie komandorze - upierał się oficer. Yorish
odwrócił się.
- JakiÅ› tubylec?
- Wcale bym się nie zdziwił - rzekł Hort - gdyby pański dowódca odbywał teraz niezmiernie
ciekawą rozmowę z młodym tubylcem o imieniu Fornri.
- Czy on nazywa się Fornri? - cicho spytał Yorish.
- Tak jest, panie komandorze.
- Powiedziałem mu, że zginie, jeśli tam pójdzie - rzekł Hort. - Uprzedzałem, że z tymi
nowymi światłami i posterunkami wartowników będzie to niemożliwe i że jutro mógłbym
umówić go na spotkanie, lecz on twierdził, że sprawa jest zbyt ważna, by z nią czekać i że tak
mu nakazuje Plan.
- Co za Plan? - spytał Smith.
- Plan, który stoi za wszystkim, co robią tubylcy. Miał pan przyjemność wysłuchać jego
fragmentu. Yorish pochylił się i wyłączył projektor.
- Przypuszczam - powiedział - że warty i patrole obserwowały las, bo stamtąd dochodziły
eksplozje, a tymczasem ten Fornri, przez nikogo nie zatrzymywany, przeszedł koło
posterunku warty numer jeden.
- Właśnie - rzekł ponuro oficer. - Przekroczył granicę terenu, ominął trzy patrole i przeszedł
trasą, która musiała być w polu widzenia przynajmniej połowy posterunków wart drugiej linii
i nikt go nie zauważył. Wsadzę do paki co najmniej dwudziestu.
- Pózniej się tym zajmę - powiedział Yorish. - No, tak... Wiemy już, co Wembling o tym
myśli, a teraz byłoby sprawiedliwie wysłuchać drugiej strony i dowiedzieć się, co tubylcy
mają do powiedzenia na ten temat. Jak pan myśli, czy Wembling zgodzi się dać nam
tłumacza?
- Trudno mi powiedzieć, panie komandorze, ale do rozmowy z tym tubylcem nie będzie nam
potrzebny. On zna galaktycki.
Yorish pokiwał głową.
- Oczywiście. Powinien. Ale wspaniałe zadanie nam przypadło - powiedział z przekąsem. -
Wszystko jest absolutnie logiczne i całkowicie niewytłumaczalne. Wybuchają tykwy, ale
tylko wówczas, gdy ktoś je o to poprosi. Terenu budowy pilnują potężne warty z udziałem
Floty, wezwanej na pomoc bez wyraznego powodu. Tubylcy mówią po galaktycku, a o ile mi
wiadomo, nie jest to język ojczysty rdzennej ludności żadnej z planet we wszechświecie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]