pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- H164. Landon Juliet Kupiona narzeczona
- 659. Weston Sophie Narzeczona dla dĹźentelmena
- Oakley Natasha Narzeczona dla księcia
- Antologia Upiorny narzeczony
- 07. Milburne Melanie Gość z Australii
- Zima koloru turkusu
- (Zapomniany ogród 06) Ucieczka Merete Lien
- Lindsay Yvonne MiśÂ‚ośÂ›ć‡ w korporacji
- J.C. Holly The Wolves Of Shade County 02 Cabin Fever
- Chopra The Book of Secrets Unlocking the H
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elau66wr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sama rzucisz okiem, tak na wszelki wypadek?
Milczała, czując, jak płoną jej policzki.
- Sądziłem, że dzisiejsze kobiety już się nie rumienią - stwierdził, uśmiechając
się do niej. - Czyżby pani doktor nigdy nie oglądała męskiego podbrzusza?
Georgie spąsowiała.
- A ja sądziłam, że rozmawiamy o rozlanej kawie, a nie o dolnych partiach
męskiego ciała.
- Zapomnijmy na chwilę o moich poparzonych pachwinach. Poważnie byłabyś
skłonna pomóc mi z tymi babskimi zakupami?
- Oczywiście, że tak - zapewniła szybko. - Uwielbiam zakupy. Z przyjemnością
wam pomogÄ™.
- Zwietnie - odparł. - To może umówmy się na sobotę rano przed Queen
Victoria Building, wejście od Market Street, powiedzmy o dziesiątej?
- Dobrze. I tak wybierałam się na zakupy, więc bardzo mi to odpowiada.
- A teraz może skoczymy na kawę? Tuż za szpitalem jest dobra kawiarnia. Nie
wiem, jak ty, ale ja nie znoszę tej lury z tutejszej stołówki.
- Lury? - Spojrzała na niego przekornie. - Nie mów, że jesteś snobem w kwestii
kawy i pijasz tylko wyselekcjonowane marki.
- Filiżanka dobrej kawy jeszcze nikogo nie zrujnowała - zażartował, otwierając
jej drzwi.
Kawiarnia pękała w szwach, lecz gdy czekali na zamówioną kawę, akurat
zwolnił się stolik w głębi sali.
- Wracając do wczoraj... - zaczęli równocześnie.
- Mów, mów - poprawili się, znowu w tym samym momencie.
I równocześnie uśmiechnęli się do siebie.
- 53 -
S
R
- Nie chciałam oblać cię kawą - powiedziała. - Przyznaję, że przez chwilę mnie
kusiło, ale nigdy bym tego nie zrobiła, bez względu na to, jak mnie prowokowałeś.
- A prowokowałem cię? - spytał z niewinną miną.
- Jakbyś nie wiedział.
- No dobrze, przyznaję się. Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać. Już
tak na mnie działasz.
Milczeli chwilÄ™.
- Dobrze się dzisiaj spisałaś - powiedział w końcu Ben.
- Dzięki - odparła. - Strasznie się denerwowałam.
- Nie było tego widać.
- Aż mi się nogi trzęsły.
- Dopóki ręce masz pewne, z nogami możesz robić, co ci się żywnie podoba -
zażartował, ale szybko spoważniał. - Myślałem o tej kobiecie, którą dzisiaj
operowaliśmy. O pani Tander. Wciąż mam wrażenie, że takie urazy nie pasują do
opisu wypadku, który nam przedstawiono.
- Wspomniałeś o tym policji?
- Jeszcze nie - odparł, postukując palcami o blat stołu. - Ale zastanawiam się,
czy tego nie zrobić. Nie chcę niepotrzebnie rozbudzać podejrzeń i przysparzać bólu jej
rodzinie. Ale to dziwne, że jej mąż, który rzekomo prowadził, wykpił się paroma
siniakami, a ona ma urazy jak od uderzenia głową o kierownicę.
- Uderzyli w drzewo - przypomniała Georgie.
- Wiem, ale mam przeczucie, że on coś kręci.
- Zaczynasz mi przypominać Rhiannon - oznajmiła rozbawiona. - Ona wciąż
gada o przeczuciach, intuicji i zjawiskach paranormalnych. Regularnie chodzi do
wróżki.
- %7łartujesz? - Uśmiechnął się krzywo. Georgie z trudem oderwała wzrok od
jego ramion.
- Nie. Do niejakiej madame Celestii. I wierzy w jej nieziemskÄ… moc.
Wyobrażasz sobie, że nawet spytała tę kobietę o mnie? Wkurzyłabym się, gdybym
wierzyła w takie bzdury, ale na szczęście nie wierzę.
- A co mówiła o tobie ta wróżka?
- 54 -
S
R
- %7łe wyjdę za lekarza blondyna - odparła, przewracając oczami.
- Przecież może się tak zdarzyć. Spojrzała na niego, zaskoczona.
- Chyba nie wierzysz w takie bujdy?
- Jasne, że nie, ale jesteś lekarką i spędzasz dużo czasu w szpitalu, więc można
racjonalnie założyć, że prędzej czy pózniej zwiążesz się z jakimś lekarzem.
- Moje dwa związki z lekarzami skończyły się fatalnie - wyznała gorzko. - Ten
ostatni miał byłą dziewczynę, z którą spotykał się za moimi plecami.
- Cóż, przykre - westchnął Ben. - Leila spotykała się z gachem, kiedy ja byłem
na dyżurze. Minęło parę miesięcy, zanim się o tym dowiedziałem.
- Coś okropnego! Musiałeś być zdruzgotany. Ben wzruszył ramionami.
- Powinienem był wiedzieć, że nic z tego nie będzie. Moja siostra jej
nienawidziła. Matka tak samo.
- Jesteś bardzo z nimi zżyty, prawda? Spojrzał jej prosto w oczy.
- Kiedy traci się kogoś bliskiego, ludzie albo zbliżają się do siebie, albo
zaczynają się unikać. My mieliśmy szczęście. Mój ojczym to wspaniały człowiek, jest
dla mnie prawie jak ojciec. Mam dla niego wielki szacunek, bo zdajÄ™ sobie sprawÄ™, jak
trudno jest kochać cudze dziecko.
- Naprawdę masz szczęście. Mam kilku znajomych, którzy mają ojczyma albo
macochę i szczerze ich nienawidzą - stwierdziła.
- Gdybym ci nie powiedział, że Jack jest moim ojczymem, nigdy byś się tego
nie domyśliła. Traktuje mnie tak samo jak moją siostrę.
- Cieszę się, że będę ją mogła poznać.
- I jeszcze raz dziękuję, że obiecałaś przyjść mi z odsieczą. Jak tylko pomyślę,
że miałbym jej pomagać w wyborze fig czy innych takich fatałaszków, zaczynam
panikować. Jest między nami różnica osiemnastu lat i Hannah zawsze będzie dla mnie
małą dziewczynką, choć w głowie jej wyłącznie chłopaki i randki. Aż strach myśleć.
- Trudno jest być dziewczyną, zwłaszcza w tym wieku. Jeszcze nie kobietą, a
już nie dzieckiem.
- Jedynaczki majÄ… lepiej?
- Czasami żałowałam, że rodzice poświęcają mi całą swoją uwagę, ale ogólnie
biorąc, uważam się za szczęściarę. Aczkolwiek często się zastanawiałam, jak by było,
- 55 -
S
R
gdybym miała rodzeństwo. Zwłaszcza teraz, kiedy ojciec nie pracuje i oboje są trochę
zagubieni.
- Nie wyobrażam sobie, żeby twój ojciec mógł się czuć bezradny i zagubiony -
skomentował. - Zawsze był doskonale zorganizowany. Wręcz miał na tym punkcie
obsesjÄ™.
- Madeleine Brothers mówiła co innego - odparła spokojnie Georgie. -
Wychwalała go pod niebiosa, więc jeśli chciałeś go zdyskredytować w moich oczach,
to nic z tego. Jesteś jedynym człowiekiem, który powiedział o nim złe słowo.
- To dlatego, że rozmawiasz nie z tym, z kim trzeba
- zripostował. - Madeleine pracowała z nim w prywatnym szpitalu, a nie w
państwowej placówce z lichym budżetem i przepracowanym personelem.
- Ostrzegała mnie przed tobą - wyznała Georgie. - Mówiła, że jesteś
kobieciarzem.
- Poważnie? - zdziwił się.
- Tak.
- Zapewniam cię, że nie ma w tym ani krzty prawdy - oznajmił. - Po pierwsze,
nie mam czasu, żeby latać za kobietami, po drugie, zaczynam tęsknić za stabilizacją.
Patrzysz na mnie, jakby nagle wyrosła mi druga głowa - zauważył rozbawiony. - Co w
tym dziwnego, że trzydziestopięciolatek przyznaje, że chce założyć rodzinę? Mieć
żonę i dzieci?
- Większość mężczyzn, których znam, na samą myśl o małżeństwie dostaje
gęsiej skórki. Na wzmiankę o dzieciach uciekają szybciej niż chart na dopingu.
Uśmiechnął się, widząc jej cyniczną minę.
- Widocznie umawiasz się z niewłaściwymi mężczyznami. Znam co najmniej
dwudziestu farmerów, którzy marzą o dobrej kobiecie, z którą mogliby się ożenić.
Może tylko ci miastowi mają uraz do małżeństwa.
- Może.
- No - rzekł po chwili - lepiej wracajmy do szpitala. Po południu zajmujesz się
pacjentami Richarda, tak?
- Tak - odparła cicho.
Ben popatrzył na jej twarz i powiedział ciepło:
- 56 -
S
R
- Nie denerwuj siÄ™, Georgie. Spisujesz siÄ™ na medal.
Uśmiechnęła się krzywo.
- Dzięki, to miło z twojej strony, że tak mówisz.
- Musimy się spotkać jakoś w przyszłym tygodniu - dodał, gdy zbliżali się do
drzwi szpitala. - Pomówić o temacie twojej pracy badawczej. Dziś po południu jestem
w przychodni, jutro operuję w Greenfield. Co powiesz na piątek po południu,
powiedzmy o piÄ…tej?
- Dobrze. Przyjść do twojego gabinetu?
- Tak byłoby mi najwygodniej. O siódmej muszę być na dworcu po siostrę.
Wyjął z kieszeni komórkę, która zaczęła dzwonić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]