pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- 8 JK13 ALEKSANDRA NIEWIARA, Badania etymologii a odtwarzanie językowego obrazu œwiata
- Aleksander Dumas (syn) Dama kameliowa
- Crownover Jay NIEPOKORNY Tom 1 Jego Walka
- Wierny Jego Droga Jay Crownover
- Einstein Albert Pisma filozoficzne
- Krawczuk Aleksander Tytus i Berenica
- Aleksander Krawczuk Ostatnia olimpiada
- Janusz SzpotaśÂ„ski Bania w Paryśźu (1976 1979)
- Linz Cathie Niebezpieczne flirty
- Jane Porter PrzyszśÂ‚a królowa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lolanoir.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
loksenosa, jak rzecz ocenia. Ten odpowiedział szczerze, że niezbyt wysoko. Urażony Dioni-
zjos zapomniał, że jest gospodarzem, i zawołał:
Obrażasz mnie, boś zazdrosny!
Stąd rozwinęła się coraz ostrzejsza wymiana zdań, zakończona, jak się godziło w państwie
tyrańskim, rozkazem wtrącenia Filoksenosa do kamieniołomu. Ale już następnego dnia gniew
minął i ułaskawiony poeta zjawił się na przyjęciu. Podano wino. Dionizjos swoim zwyczajem
znowu zaczął deklamować urywki własnych poematów. Zwrócił się do gościa:
Co powiesz o tych wierszach?
Ten nie odpowiedział. Podniósł się, podszedł do straży i rozkazał:
Prowadzcie mnie do kamieniołomów!
Tyran roześmiał się i puścił rzecz w niepamięć. Wspólni przyjaciele ostrzegli jednak poetę,
że nie powinien przeciągać struny. Przyrzekł więc, że będzie wyrażał swoją opinię w ten spo-
sób, by nie odbiegała ona od prawdy, a zarazem nie raniła miłości własnej Dionizjosa.
Zdarzyło się niedługo potem, że władca przedstawił swój utwór opiewający jakieś żałobne
wypadki. Filoksenos zawyrokował:
Te wiersze brzmią rzeczywiście żałośnie.
MIECZ DAMOKLESA
Ostatecznie jednak Filoksenos i tak mógł się uważać za szczęśliwca, pozwolono mu bo-
wiem opuścić Syrakuzy. Wyjechał do Aten i wystawił tam dramat satyryczny o cyklopie za-
kochanym w nimfie Galatei. Wnet zaczęto podejrzewać, że pod postacią jednookiego olbrzy-
ma poeta przedstawił i wykpił tyrana Syrakuz; rozeszła się nawet pogłoska, że Dionizjos i
Filoksenos rzeczywiście rywalizowali o względy dziewczyny imieniem Galatea, co rzekomo
doprowadziło do ich wzajemnych sporów i nienawiści.
Gorszy los spotkał innego twórcę, który dość długo bawił na dworze syrakuzańskim. My-
ślę o Antyfoncie, dramaturgu ateńskim. Początkowo powodziło mu się bardzo dobrze. Nie-
86
którzy przypuszczają nawet, że jego udział w kształtowaniu dzieł poetyckich władcy był wię-
cej niż wydatny. Potem wszakże naraził się swemu panu. Ponoć poszło o jedną tylko wypo-
wiedz.
Toczyła się rozmowa o różnych rodzajach spiżu i o ich jakości. Zdanie Antyfonta w tej
sprawie było bardzo określone:
Najlepszy spiż? Ten oczywiście, z którego w Atenach wykonano posąg Harmodiosa i
Aristogejtona.
Nie muszę chyba objaśniać, że ci dwaj ludzie, zabójcy tyrana Hipparcha, uchodzili już od
pokoleń za symbolicznych wyzwolicieli swej ojczyzny. Wypowiedz więc była bardzo jedno-
znaczna. Dionizjos dobrze to zrozumiał. Antyfont zapłacił życiem za swoją poetycką przeno-
śnię.
Mógłby ktoś uznać to za anegdotę zmyśloną dla zohydzenia tyrana. Jednakże opowieść
jest chyba prawdziwa. Dionizjos żył w nieustannym napięciu nerwowym i w lęku. Dniem i
nocą obawiał się zamachu na swe życie. Wszędzie dopatrywał się spisków przeciw swej wła-
dzy i osobie. Nie wierzył nikomu. Wiadomo przecież, że oddalił golibrodę, bo widok brzytwy
w jego ręku przyprawiał go o drżenie. Odtąd goliły go córki. Pózniej jednak stracił zaufanie
nawet do swych latorośli: Dzielności, Sprawiedliwości, Rozwagi. Odebrał im żelazo i polecił,
by włosy wypalały mu rozżarzonymi skorupkami żołędzi. Wiadomo też, że kiedy nocą szedł
do łożnicy, gdzie czekała jedna z żon, najpierw dokładnie badał i przeszukiwał przejście. Ale
co najucieszniejsze: samo łoże było osobnym budyneczkiem, oddzielonym od reszty po-
mieszczeń głęboką fosą, przez którą prowadził mostek; Dionizjos podnosił go, zamykał drzwi
łożnicy na klucz i dopiero wtedy, oddzielony od całego świata, mógł swobodnie i bezpiecznie
oddawać się rozkoszom miłości.
Ulubioną rozrywką tyrana była gra w piłkę. Ale właściwie i tej nie mógł uprawiać, musiał-
by bowiem zdjąć odzienie i miecz odpasać. Początkowo pozwalał sobie na to, z tym wszakże,
że miecz oddawał do potrzymania swemu ulubieńcowi, młodziutkiemu chłopcu. Zdarzyło się
wszakże pewnego razu, że ktoś z przyjaciół powiedział w tym momencie, gdy miecz wręczał:
Powierzasz chłopcu swoje życie!
Chłopak roześmiał się. To wystarczyło: obaj zostali natychmiast straceni. Jeden za to, że
wskazał możliwą drogę dokonania zamachu, drugi zaś za przyjęcie propozycji z uśmiechem.
Miecz Damoklesa stał się przysłowiowy. Pochlebca Damokles, który wychwalał przed ty-
ranem jego potęgę, bogactwa, wspaniałość zamku, posuwając się nawet do twierdzenia: Nie
było nigdy nikogo szczęśliwszego od ciebie! otrzymał zaproszenie do stołu. Ułożono go na
pozłacanej sofie, przykrytej przepięknie tkanym kobiercem; cała zastawa była ze złota i sre-
bra, potrawy najwyszukańsze, podawali zaś śliczni chłopcy, śledzący każde skinienie; woń
kwiecia mieszała się z zapachem najcenniejszych pachnideł. Zaledwie jednak Damokles wy-
ciągnął się z uśmiechem pełnego zadowolenia na swym łożu, spostrzegł z przerażeniem, że
wprost nad jego karkiem zwisa miecz ciężki i ostry, leciutko chwiejąc się na cienkim włosie
końskim.
Zauważyłem, że obecnie bardzo powszechnie używa się określenia miecz Damoklesa ,
by obrazowo przedstawić grozę śmiertelnego niebezpieczeństwa, które zagraża komuś każdej
chwili. Zapomina się wszakże najczęściej, że Dionizjosowi chodziło o to, by pokazać swoją
sytuację, a więc położenie tyrana.
Całkiem mnie nie dziwi, że człowiek, który bezustannie obawiał się ciosu miecza lub
ostrza sztyletu, tak bezwzględnie karał nawet pośrednie i aluzyjne ataki na istotę władzy ty-
rańskiej.
87
PLATON I DIONIZJOS
Z takim to człowiekiem i z takimi sprawami zetknął się Platon w Syrakuzach. Nie wątpię,
że spotkał się z tyranem osobiście. Zresztą nie był pierwszym filozofem na tym dworze. Jak
się wydaje, już wcześniej przebywał tam Arystyp, również uczeń Sokratesa. Jego poglądy
były swoiste: gardził konwenansami, nade wszystko zaś cenił prostotę i naturalność. Pogod-
ny, dowcipny, towarzyski, wszędzie czuł się dobrze i niczym nie naraził się tyranowi.
Podejrzewam, iż rozmowa Platona z Dionizjosem miała za punkt wyjścia imiona córek te-
go ostatniego. Filozof, tak sobie wyobrażam, wychwalał pomysł, potem zaś sokratejskim
zwyczajem zaczął się zastanawiać, co też właściwie oznaczają owe imiona i pojęcia. Moje
przypuszczenie ma pewne podstawy. Zachowała się bowiem relacja, co prawda pózna, że w
rozmowie dyskutowano nad określeniem arete, czyli dzielności; a tak właśnie zwała się jedna
z córek. W pewnym momencie Platon miał stwierdzić, że tyran nie może prawdziwie posia-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]