pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- 288DUO.Barker Margaret Spadająca gwiazda
- The Barker Triplets 2 Coll
- Antologia Wielka ksiega science fiction. Tom 1
- Frederico Moccia M晜źczyzna, którego nie chciaśÂ‚a pokochać‡
- Cosway L.H. SześÂ›ć‡ serc 01
- śÂšw. Tomasz z Akwinu 14. Suma Teologiczna Tom XIV
- 392. Sanderson Gill Warto byśÂ‚o czekać‡
- Zapora Hubert Hender
- William Faulkner Intruder in the Dust
- Michele Bardsley Diary of a Demon Hunter 03 Death Unsung CAćą OćąśĄÄ‚„_
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- botus.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdarty między rozpaczą i zdumieniem, poszedł do pogotowia, gdzie
cierpliwie przeczekał w towarzystwie innych potrzebujących pomocy ofiar trzy i pół
godziny.
Lekarz nie okazał mu współczucia. "Zakładanie szwów nie ma najmniejszego
sensu - powiedział. - Najgorsze już się stało. Ranę trzeba oczyścić i opatrzyć, ale
blizna pozostanie." "Dlaczego nie przyszedł pan w nocy, zaraz po tym zdarzeniu?" -
zapytała pielęgniarka. Wzruszył ramionami; a co to ich obchodzi? Udawana troska
nie poprawiła mu samopoczucia ani na jotę.
Ledwie skręcił na swoją ulicę, zobaczył samochody stojące pod domem,
niebieskie światła i krąg rozplotkowanych sąsiadów. Przybył zbyt pózno. Zawładnęli
już jego ciuchami, jego szczotkami, perfumami i listami. Pewnie już przetrząsali je jak
małpy szukające wszy. Wiedział, jak bardzo skrupulatni potrafią być ci dranie, jeśli to
im pasuje. Potrafili przecież kompletnie wymazać człowieka, przekształcić go w białą
plamÄ™.
Nie miał tu nic do roboty. %7łycie Gavina należało już do nich; mogli drwić z
niego i się ślinić. Czekała ich jeszcze chwila emocji, kiedy zobaczą jego fotografie i
zaczną się zastanawiać, czy którejś wesołej nocy sami nie kupowali jego wdzięków.
"Zabierajcie wszystko. Proszę bardzo." Od tej chwili znajdował się poza
prawem, gdyż prawa chronią posiadaczy, a on nic już nie miał. Oskubali go do cna
albo prawie do cna. Co najważniejsze, pozbawili go nawet lęku.
Odwrócił się plecami do owej ulicy i domu, w którym spędził cztery lata. Czuł
jakby ulgę; był szczęśliwy, że zabrano mu cale to rozlazłe życie. Przynajmniej tyle
zyskał.
W dwie godziny i wiele mil pózniej sprawdził zawartość swoich kieszeni. Miał
przy sobie kartę kredytową, niecałe sto funtów gotówką, pliczek fotografii - na nie-
których byli jego rodzice i siostry, na większości on sam - zegarek, pierścionek i złoty
łańcuszek. Korzystanie z
karty kredytowej mogło być niebezpieczne - z pewnością zdążyli już
powiadomić banki. Pozostawało jedynie zastawić pierścionek i łańcuszek i ruszyć
stopem na północ. Miał w Aberdeen przyjaciół, gotowych ukryć go na jakiś czas.
Ale najpierw - Reynolds.
Odnalezienie domu, w którym mieszkał Ken Reynolds, zajęło Gavi nowi
godzinę. Od ostatniego posiłku minęło już sporo czasu i kiedy chłopak stanął przed
Livingstone Mansions, żołądek przypomniał o swoich prawach. Gavin zwalczył głód i
wśliznął się do budynku. Za dnia wnętrze robiło mniejsze wrażenie. Chodnik na scho-
dach był wytarty, a farba na poręczy brudna od częstego dotykania. Nie tracąc
czasu, wspiął się na trzecie piętro i zastukał do drzwi Reynoldsa.
Nikt nie odpowiedział, z wnętrza nie dobiegł nawet najsłabszy szelest.
Oczywiście, Reynolds powiedział: "Nie wracaj, już mnie tu nie zastaniesz". Czyżby
wiedział, co przyniesie wypuszczenie tego potwora?
Gavin znów zabębnił w drzwi. Tym razem był pewien, że usłyszał czyjś
oddech.
- Reynolds... - powiedział, przysuwając usta do drzwi. - Słyszę cię.
I znów nikt nie odpowiedział, ale Gavin wiedział już, że mieszkanie nie stoi
puste. Uderzył dłonią w drzwi.
- No już, otwieraj. Otwieraj, draniu. Chwila ciszy, a potem stłumiony głos:
- Odejdz.
- Chcę z tobą porozmawiać.
- Odejdz, powtarzam ci, odejdz. Nie mam ci nic do powiedzenia.
- Na litość boską, jesteś mi winien wyjaśnienie. Jeśli nie otworzysz tych
pieprzonych drzwi, ściągnę kogoś, kto to załatwi.
Pusta grozba, a jednak trafiła do Reynoldsa.
- Nie! Zaczekaj. Czekaj.
Klucz szczęknął w zamku i drzwi uchyliły się o kilka marnych cali. Z
panującego w mieszkaniu mroku zerknęła na Gavina jakaś twarz. Tak, to był
Reynolds, ale nie ogolony i zmarnowany. Nawet przez szczelinę w drzwiach wionęło
od niego nie mytym ciałem. Miał na sobie poplamioną koszulę i portki,
podtrzymywane przez zawiązany na węzeł pasek.
- Nie potrafię ci pomóc. Odejdz.
- Zaraz wszystko wyjaśnię... - Gavin naparł na drzwi. Reynolds był zbyt słaby,
by temu zapobiec. Zatoczył się w głąb ciemnego przedpokoju.
- Co tu siÄ™ dzieje, do cholery?
Mieszkanie cuchnęło zepsutym żarciem. Reynolds pozwolił, by Gavin
zatrzasnął za sobą drzwi, po czym wyciągnął z kieszeni poplamionych spodni nóż.
- Nie nabierzesz mnie - zaśmiał się. - Wiem, co zrobiłeś. Pięknie. Bardzo
sprytnie.
- Chodzi ci o te zabójstwa? To nie ja. Reynolds dzgnął nożem powietrze.
- Ile krwawych kąpieli zaliczyłeś? - zapytał ze łzami w oczach. - Sześć?
Dziesięć?
- Nikogo nie zabiłem.
-...Potworze.
Reynolds miał w ręku ten sam nóż do papieru, który Gavin zostawił w
umywalce. Archeolog podszedł bliżej. Niewątpliwie zamierzał go użyć. Gavin cofnął
się, a jego lęk dodał otuchy Reynoldsowi.
- Już zapomniałeś, jak to jest, kiedy się ma ciało i krew?
"Facet dostał świra."
- Słuchaj... Przyszedłem porozmawiać.
- Przyszedłeś mnie zabić. Mógłbym cię zdemaskować... a więc przyszedłeś
mnie zabić.
- Czy wiesz, kim jestem? - spytał Gavin.
- Nie jesteś tamtym pedziem. - Reynolds uśmiechnął się szyderczo. -
WyglÄ…dasz jak on, ale nim nie jesteÅ›.
- O rany... jestem Gavin... Gavin... - Nie przychodziło mu do głowy nic, co
mogłoby uchronić go przed nożem. - Jestem Gavin, pamiętasz? - Na więcej nie
potrafił się zdobyć.
Reynolds zawahał się. Przyjrzał mu się uważnie.
- Pocisz się - stwierdził. Z jego oczu zniknął grozny błysk.
Ga vi nowi tak zaschło w ustach, że mógł jedynie skinąć głową.
- Widzę. Pocisz się - powtórzył Reynolds. Opuścił ostrze. - Tamten się nie poci
- powiedział. - Nigdy się nie pocił i już się nie nauczy, tępak. Jesteś tym chłopacz-
kiem... nie tamtym potworem. Chłopaczkiem. - Mięśnie jego twarzy zwiotczały, skóra
przypominała pusty worek.
- Potrzebuję pomocy - wychrypiał Gavin. - Musisz mi powiedzieć, co tu jest
grane.
- Szukasz wyjaśnień? - odparł Reynolds. - Bierz, co chcesz.
Poprowadził Gavina do salonu. Story były zaciągnięte, ale nawet w tym mroku
chłopak dostrzegł, że wszystkie starożytności zostały zniszczone. Skorupy rozbito na
drobne kawałki, a owe kawałki roztarto na proch. Ktoś potłukł płaskorzezby; po
nagrobku chorążego Flawinusa pozostała zaledwie kupka gruzu.
- Kto to zrobił?
- Ja - odpowiedział Reynolds.
- Dlaczego?
Archeolog przedarł się przez gruzy i wyjrzał przez szparę w zasłonach.
- On wróci, zobaczysz - powiedział, ignorując pytanie.
- Ale po co było to niszczyć? - upierał się Gavin.
- To choroba - wyjaśnił Reynolds. - Potrzeba życia przeszłością.
Odwrócił się od okna.
- Większość tych rzeczy ukradłem - dodał. - To trwało całe lata. Nadużyłem
cudzego zaufania. - Kopnął jakiś kawałek gruzu, wzbijając chmurę kurzu. - Flawinus
żył i skonał. To wszystko, co należy wiedzieć. Fakt, że się poznało jego imię, nie
oznacza nic albo prawie nic. To go nie ożywi. Jest martwy i szczęśliwy.
- A posÄ…g w wannie?
Reynoldsowi na chwilę zabrakło tchu. Przed oczami znowu stanął mu
drewniany posÄ…g.
- Myślałeś, że ja to on, prawda? Tam pod drzwiami?
- Tak, myślałem, że już dopiął swego.
- On kopiuje? Reynolds skinął głową.
- O ile zrozumiałem jego naturę, masz rację - odpowiedział. - Kopiuje.
- Gdzie go znalazłeś?
- Nie opodal Carlisle. Prowadziłem tam wykopaliska. Znalezliśmy go w łazni;
posąg, przedstawiający zwiniętego w kłębek człowieka, a tuż obok szczątki
dorosłego mężczyzny. Prawdziwa zagadka. Rzezba i nieboszczyk, ramię w ramię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]