pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Langan Ruth Korsarska rapsodia
- The Andrades 2 Home to Me Ruth Cardello
- 392. Sanderson Gill Warto było czekać
- Dale_Ruth_Jane_Zrzadzenie_losu
- Gauss Karl Markus W gć…szczu metropolii
- Komentarz praktyczny do Nowego Testamentu APOKALIPSA śÂšWIć˜Â˜TEGO JANA
- Louise Allen Major i panna
- Soup Recipes 1
- Balogh Mary Niebezpieczny krok
- 15 Pan Samochodzik i nieuchwytny kolekcjoner Z.Nienacki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
moment, że będzie mu mogła wszystko wyjaśnić, a
przede wszystkim przekonać, że naprawdę nie należała
do innego mężczyzny, kiedy oddawała pierwszy
pocałunek Jareda.
Kto wie, czy nie zdoła wykrzesać z niego iskierki
miłości oprócz zwykłego pożądania. Lepiej jednak na to
nie liczyć, aby gdy wszystko się skończy, nie odjechać
ze złamanym srcem. Zadygotała na myśl o
prawdopodobieństwie takiej możliwości.
- Zimno ci? - spytał troskliwie i objąwszy
ramieniem, doprowadził aż do progu domu.
Tej nocy przeniosła się do sypialni Jareda.
Było jej bardzo dobrze. Robiło się jej smutno jedynie
wtedy gdy na ustach miała już słowa kocham cię" i w
ostatniej chwili musiała je w sobie zdusić, nie chcąc
ryzykować obrazowych komentarzy.
Po śniadaniu trzeciego dnia po tym, jak zostali
kochankami, Jared wyraził chęć udania się do Cripple
Creek.
- Potrzeba nam wielu rzeczy, których nie dostanę
w tym przydrożnym sklepiku wiejskim. Muszę też
załatwić kilka telefonów nie cierpiących zwłoki. Może i ty
masz jakies sprawy?
- Ooo! - Przypomniała sobie Florydę, o której
istnieniu w ogóle nie myślała przez minione trzy dni. -
Właściwie to powinnam zadzwonić do domu...
- Czy oni już wiedzą, gdzie jesteś? - zapytał z
pozorną obojętnością.
- Wydaje im się, że wiedzą. Ojciec połknął haczyk.
Myśli, że jestem w Albuquerque. Bardzo mi to
odpowiada.
Jared przyglądał się jej w zadumanym milczeniu.
- Wcześniej czy pózniej powinni poznać prawdę.
Nic się nie zyska, odkładając przykrą rozmowę na potem
- mruknÄ…Å‚ wreszcie.
Nic na to nie odpowiedziała, bo miał przecież rację.
Wyjechali po dziesiątej. Był prześliczny sierpniowy
dzień. W Cripple Creek Jared pojechał prosto do
miejscowego hotelu, zamiast skręcić pod górę do domu
Jenny.
- Jenny dziś pracuje - wyjaśnił zdziwionej Lark. -
Spytamy, czy mogłaby zjeść z nami lunch.
Hotel Górnika mieścił się w przepięknie
odrestaurowanym wiktoriańskim budynku. W stylowo
wytapetowanym holu, kuszÄ…cym puszystym niebieskim
dywanem, za bogato rzezbionÄ… recepcyjnÄ… ladÄ…
rezydowała Jenny. Ale jaka Jenny!
Wyglądała ślicznie z upiętymi wysoko czarnymi
włosami, w białej ozdobnej bluzce i czarnej spódnicy do
ziemi. Można by ją było wziąć za dziewiętnastowieczną
modelkę prezentującą ówczesne kreacje.
Wybiegła zza lady, by powitać Jareda i Lark.
- Jakaż miła niespodzianka! - wykrzyknęła.
- Jenny, wprost zabrakło mi słów. Wyglądasz
cudownie. Na pewno urodziłaś się w niewłaściwym
stuleciu.
- Masz rację, zbyt pózno. Mówiono mi, że do
złudzenia przypominam babkę Molly. I wiesz, w tym
stroju czuję się naprawdę lepiej niż w dżinsach. Jedyna
przeszkoda to obuwie. Nie mogę tu nosić kowbojskich
butów. - Skwitowała żart śmiechem.
- Zjesz z nami lunch? - spytał Jared.
Jenny zdawała się nie słyszeć pytania, przenosząc
ciekawie wzrok z twarzy Jareda na Lark i z powrotem.
Jared musiał powtórzyć pytanie nieco zniecierpliwiony tą
lustracjÄ….
- Tak, oczywiście. Będę mogła się urwać za
godzinę lub dwie. A wy...? - Zmarszczyła brwi. - Widzę
coś nowego... Coś się zmieniło.
Jak Jenny mogła odgadnąć, pomyślała Lark.
Przecież nie trzymają się z Jardem za ręce, nie
uśmiechają głupawo... Jenny szeroko otworzyła oczy.
- Już wiem, już wiem! Jesteście... razem! To
powoduje tę różnicę.
- Nie bądz głupia! - obruszył się Jared. - Jesteśmy
razem od tygodni, od kiedy Lark przyjechała...
- O nie, drogi braciszku! Dopiero teraz naprawdÄ™
jesteście razem. - Uściskała Lark, która lekko
zarumieniła się. - Wspaniale!
- Przestań robić z nas widowisko, Jen! - syknął
Jared. - Wszyscy siÄ™ gapiÄ….
- Nie opowiadaj bzdur, mÄ…dralo! - Tym niemniej
rozejrzała się dokoła. - Słuchajcie, muszę uciekać, bo
pan Grover dostanie białej gorączki. Przyjdzcie tu po
mnie o pierwszej.
- Doskonale. Mogę zabrać na spacer małego
Jareda? Jest u panny Willie?
- Ależ oczywiście. Mały będzie uszczęśliwiony.
Jadąc z Jaredem po chłopca, Lark zachodziła w
głowę, w jaki sposób Jenny tak łatwo odgadła, co ją
teraz łączy z Jaredem. Pewno sądzi, że wszystko ich
teraz łączy i że się wkrótce pobiorą. Nie wie, że chodzi
tylko o łóżko, pomyślała z goryczą.
Małego Jareda zastali przy południowym posiłku,
złożonym z bułeczki z masłem i szklanki mleka.
Zawodowa opiekunka, starsza już pani, Wilhelmina
Porter, znana wszystkim jako panna Willie", powitała
gości informacją, że mały Jared był grzeczny, wobec
czego zasługuje na spacer z wujkiem.
Ku zdziwieniu Lark, Jared miał w land roverze
specjalne krzesełko dla dziecka, które sprawnie
przymocował do tylnego siedzenia.
W drodze powrotnej do miasteczka Lark spytała
cicho, aby mały nie słyszał:
- Kto jest ojcem dziecka?
- I ja chciałbym to wiedzieć.
- Ooo?
- Jenny nigdy tego nie zdradziła. Boi się, że
mógłbym się na facecie zemścić. Przyszła do mnie przed
trzema laty, powiedziała, że jest w ciąży i chce urodzić
dziecko. Co miałem robić...?
- Odważna dziewczyna.
- Co tam odważna. Uparta jak muł. Jak wszystkie
kobiety z rodu Wolfów.
- Dlaczego tak mówisz? Jenny jest naprawdę
dzielna.
Wjechali do miasta. Jared właśnie zwalniał, aby
stanąć przy chodniku, kiedy wyprzedziła ich kareta
zaprzężona w dwa siwki. Młody woznica zawadiacko
podjechał pod kasyno. Z karety wysiadła czwórka
turystów zachwycona przejażdżką.
- Ko-ni-ki, ko-ni-ki - pisnął radośnie mały Jared. -
Ja kce ko-ni-ki!
- Tak, ja i mały Jared chcemy przejechać się
karetą! - poprosiła Lark.
Jared spojrzał zaskoczony.
- Ty i on! No cóż... Co poradzę przeciwko dwojgu?
Podszedł do woznicy, który uśmiechnął się szeroko spod
płowej brody.
- Cześć, Slim, jak leci? - spytał.
- Niezle, a tobie?
- Też niezle. Zaprzęg do wynajęcia?
- Jak dla kogo. Dla ciebie tak.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]