pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- 100. Matthews Jessica Miasto nadziei
- Lewis Jennifer Cenniejsze niż złoto
- Ulicka Ludmila Medea i jej dzieci
- MQXLITE_RM
- FF Larisa The Blues
- Herries Anne W sieci intryg
- Janny Wurts Light & Shadows 3 Warhosts Of Vastmark
- Saga o Ludziach Lodu 43 Odrobina czuśÂ‚ośÂ›ci
- 12. Saer, Juan JosĂŠ1982 El entenado
- McMann Lisa Sen
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elau66wr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pod jej drzwiami.
Kiedy moim oczom ukazał się cały domek, nad kominem wisiał leniwy kłąb białego dymu.
Zamiast udać się do drzwi frontowych skręciłem w lewo i ruszyłem małą piaszczystą ścieżką, którą
pamiętałem z wcześniejszego spaceru. Rosła tu kępa dzikiego jęczmienia; rozłożyłem scyzoryk,
ukląkłem i zabrałem się do ścinania zdzbeł, ich pierzaste kłosy grube od pełnych ziaren, aż miałem
wystarczająco dużo na skromny bukiet. Wśród jęczmienia przy ziemi rosły drobne maki, szkarłatne
i czarne. Wiedziałem, że zerwane, zwykle więdną w ciągu jednego dnia, niemniej jednak zerwałem
garść i włożyłem je między zdzbła jęczmienia.
Bukiet w mojej dłoni był chłodny i wilgotny. Właśnie kiedy odsunąłem rygiel furtki
opatrzonej tabliczką: La Maison du Paradis , z otwartego okna domu wydostała się muzyczna
eksplozja kaskada wznoszących się i opadających tonów tworzących potok dzwięku, wirujący,
szalony, namiętny, dziki.
Tak samo nagle jak muzyka się rozległa, teraz ucichła. Ani nuty. Delikatny stuk kropel
deszczu. Mój oddech. Gorąco pragnąłem, by muzyka znów rozbrzmiała, chciałem, by szaleńczy rój
nut wypełnił powietrze. Wiedziałem, że to nie Tobias, tylko Lorca. To prawdziwa muzyka.
Klarnet znów zaczął grać, teraz w innej kadencji, melodia wzbogacona krótkimi skocznymi
ozdobnikami. W tym, co słyszałem, było coś niesamowicie znajomego, nawiązującego do jakiegoś
utworu sprzed lat, i rozpoznałem ten pospieszny dysonans, te wysokie tryle, na które, zdawałoby
się, nie powinno starczyć oddechu. Hollis. W jej studiu tamtego pierwszego razu, kiedy to włączyła
jakąś dziwną muzykę i rozpaliła we mnie ogień. Kręci cię Strawiński? , spytała. Przypomniałem
sobie obraz na okładce płyty winylowej. Feniks powstający z popiołów ognisty ptak. Często to
puszczała, a ja często z nią słuchałem, czytając słowa z tyłu okładki, tyle razy, że utrwaliły mi się
w głowie jak wyuczony na pamięć wiersz.
W tej krainie, gdzie za murami uwięziona jest księżniczka,
A w jej sercu mariaż smutku i tęsknoty.
Tam w ogrodach pałac cały ze szkła;
Tam ogniste ptaki śpiewają nocą...
Z jakiegoś powodu, w wyniku lapsusu umysłowego, błędnie odczytałem słowo w środku
drugiej linijki jako malarz . Może dlatego wciąż pamiętam te wersy.
Jeszcze kiedy te wspomnienia przemykały mi przez myśli, muzyka uległa zmianie. Teraz
była powolna, pulsująca, przesycona melancholią. Usłyszałem ją i zrozumiałem dążenie do
dopełnienia, do harmonii, do pełni. Była to muzyka skomponowana nie dla słuchacza, lecz dla
twórcy, płynąca z głębi duszy.
Klarnet umilkł bez finału; cichł stopniowo, jakby znużony, niemal pokonany. Jakby nie było
nic więcej do powiedzenia.
Stopniowo zdałem sobie sprawę z innych dzwięków, które były tam przez cały czas, choć
zdawało się, że zamarły, ustępując miejsca muzyce. Cichy szum fal na plaży poniżej domku,
niewyrazne beczenie owiec, krakanie wrony. Gdzieś przy domu z rynny sączyła się woda,
w powietrzu wisiał dymny zapach palonych polan.
Miałem wrażenie, że rzucono na mnie urok. Zostało tylko wspomnienie tamtej muzyki.
Ulotne. Nie jak obraz lub książka, przedmioty, których można dotknąć, ale jak woda, wymykająca
się z rąk, kiedy próbuje się ją zatrzymać. Cicho zbliżyłem się ścieżką i zatrzymałem tuż przed
drzwiami, skąd dojrzałem przez okno Lorcę. Siedziała na kanapie przed kominkiem, zgarbiona,
klarnet na jej kolanach, lśniący w świetle migocących płomieni. Palce prawej dłoni przesuwała po
wargach, tam i z powrotem. Na jej twarzy trwał nieutulony żal zawarty w jej muzyce.
Zapukałem. Kiedy otworzyła drzwi, miała zatroskaną minę, ale gdy mnie zobaczyła, a zaraz
potem bukiet, na jej twarzy pojawiła się jakaś nadzieja.
Leo. Wzięła ode mnie kwiaty, a gdy pochyliłem się, by ją pocałować, odwróciła głowę,
tak że moje usta natrafiły na jej policzek.
Pada? spytała. Wyglądasz na zmarzniętego. Wejdz i usiądz przy kominku.
Ujęła mnie za rękę i zaprowadziła do ciepła swojego domu. Była ubrana w czarną bluzkę
z perłowymi guzikami i ciemną zamszową spódnicę. Stopy miała bose.
Siadając, położyłem moje pudełko z farbami i szkicownik na kanapie i wyciągnąłem dłonie
do rozgrzewających płomieni. Na stoliku obok stała karafka, leżała paczka lucky strike ów
i kieliszek, a w nim odrobina czerwonego wina. Ułożywszy kwiaty w wazonie i ustawiwszy go na
parapecie, Lorca przyniosła czysty kieliszek, nalała mi wina, dolała sobie i usiadła na drugim końcu
kanapy.
Wyszedłeś malować?
Zrobiłem tylko jedną małą rzecz.
Mogę zobaczyć?
Podałem jej szkicownik. Przez otwarte okno wpadł podmuch wilgotnego wiatru, zwiał jej
włosy na twarz i zaszeleścił kartami szkicownika. Lorca przycisnęła dłoń do obrazka.
Cóż za szlachetne stworzenie powiedziała. Czystego serca. Uśmiechnęła się smutno.
Moim zdaniem to jest bardzo dobre.
Wyjąwszy twój portret, to pierwsze, co naprawdę stworzyłem od czasu... Cypru.
Uświadomiłem sobie, że wypowiadając to słowo, nie poczułem w sercu tego przypływu bólu co
zawsze. Zainspirowałaś mnie.
Tak? Czy mam więc być twoją muzą?
Unikałem cię powiedziałem. A przynajmniej starałem się unikać.
Wzięła paczkę lucky strike ów i podeszła do otwartego okna, wytrzepując jednego
papierosa i zapalając go. Zbliżyłem się do dużego dębowego stołu na środku pomieszczenia. Leżały
tu rozrzucone książki, a obok kartki papieru nutowego. Nie umiem czytać muzyki, ale na górze
jednej kartki widniały zapisane odręcznie słowa: Contra mortem et tempus. Wypowiedziałem je na
głos.
Tak się składa, że to cytat z malarza powiedziała Lorca. Ernsta Josephsona. Odnosi się
do jego obrazu Näcken, który przedstawia chÅ‚opca siedzÄ…cego przy wodospadzie i grajÄ…cego na
skrzypcach. Widziałam go kiedyś w Sztokholmie.
Jak Tobias, w lesie z twoim klarnetem. Co znaczą te słowa?
Przeciw śmierci i czasowi . Czy nie taki jest sens sztuki?
Na papierze nutowym widniały różne wykreślenia i poprawki. Założyłem, że wprowadzone
jej ręką.
Komponujesz coÅ›?
Skinęła głową.
Usiłuję.
Kiedy stałem pod domem, słyszałem, jak grasz. Druga część brzmiała bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]