pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- D414. Greene Jennifer Pokochaj swojego szeryfa
- 0187. Taylor Jennifer Lekcja miłości
- D017. Greene Jennifer Slub po latach
- Greene_Jennifer_ _Nieczysta_gra
- Jennifer R. 01 Alt. (tłum. nieoficjalne)
- Taylor Jennifer Głuchy telefon
- Crusie Jennifer Kłam mi, kłam
- DeSoto Lewis Malarz nadziei
- Lilley R.K. Pod samym niebem
- WiccaLesson_ONE_Plus
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btsbydgoszcz.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czystością. Kiedy Vicki obudziła się po południu, ujrzała na suficie niedawno odsłonięty
fresk o żywych, intensywnych barwach, nie zblakłych od słońca i kurzu. Skoro ktoś za-
dał sobie trud, by ukryć tę mapę, musiała zawierać istotną informację o miejscu za-
tonięcia statku ze skarbami.
Vicki wyjęła i włączyła komórkę. Miała piętnaście nieodebranych połączeń,
wszystkie z tego samego numeru. Czy ten idiota Leo Parker nie pojmuje, że ona go igno-
ruje? Nigdy nie umówiła się z nim na prawdziwą randkę. Przyczepił się do niej na werni-
sażu i słodkimi słówkami nakłonił, by zjadła z nim kolację. Menu przypadło jej do gustu,
lecz jego towarzystwo znacznie mniej. Kilka dni pózniej podszedł do niej na aukcji dzieł
sztuki i ponownie zaprosił na kolację. Vicki była głodna i bez grosza, więc nie potrafiła
odmówić. Rozmawiało się z nim łatwo - trzeba było tylko przytakiwać, gdy przez cały
czas rozprawiał o sobie. Najtrudniej przyszło jej potem go spławić.
Może sądził, że ona celowo go prowokuje? Naprawdę nie powinna była przyjąć je-
go zaproszenia na mecz turnieju tenisowego US Open. Ale dzięki temu pomimo swej
tragicznej sytuacji finansowej mogła pokazać się pośród nowojorskiej śmietanki towa-
rzyskiej i stworzyć wrażenie, że nadal jest bogata.
Za kortem numer osiem Parker objął ją i usiłował pocałować. Odstraszyła go na-
głym napadem kaszlu i ostrzeżeniem o jej rzekomym wirusowym zapaleniu gardła, ale
odtąd wydzwaniał do niej co najmniej raz dziennie. Vicki nie odbierała tych telefonów, a
teraz po wyjezdzie na Florydę miała nadzieję, że ostatecznie się go pozbędzie. Więk-
szość mężczyzn pojęłaby aluzję, lecz on nie dawał się zniechęcić i to wprawiało ją w za-
kłopotanie.
Niechętnie odsłuchała z poczty głosowej wiadomość od niego. Cześć, skarbie,
nigdzie cię ostatnio nie spotkałem. Moglibyśmy wybrać się na tę nową inscenizację mu-
sicalu South Pacific, a potem wieczorem zjeść gdzieś kolację" - ględził. Brrr. Gdyby
L R
T
przynajmniej był czarujący i przystojny - albo chociaż jedno z dwojga. Poza tym nie
przepadała za musicalami.
Czy ona go zwodziła? Może po prostu nie chciała upaść tak nisko, by oddać mu się
w zamian za darmowe jedzenie. A obecnie zwodzi Jacka Drummonda dla szansy zdoby-
cia nagrody, która dawniej byłaby dla niej tylko kieszonkowym na drobne wydatki.
Czy to czyni z niej naciągaczkę i ladacznicę? Byłoby tak, gdyby sypiała z tymi
dwoma mężczyznami lub przynajmniej się z nimi całowała. Wzdrygnęła się na wspo-
mnienie nachalnej, obleśnej próby pocałowania jej przez Leo Parkera. Natomiast w przy-
padku Jacka nie miałaby nic przeciwko temu...
Westchnęła i skasowała pozostałe wiadomości. Nie było w nich niczego ważnego.
W Nowym Jorku życie toczy się utartym trybem. Bogaci jeszcze bardziej się bogacą, a
biedni tracą resztki pieniędzy. Nie mogła się już doczekać, by ponownie wywalczyć so-
bie miejsce pośród tych pierwszych. Właśnie dlatego znalazła się tutaj.
Udała się na poszukiwanie Jacka. Przemierzyła kuchnię i salon zalane blaskiem
popołudniowego słońca, a potem boso zeszła po kilku kamiennych stopniach na przystań.
Nie było tam jego jachtu. Jack popłynął gdzieś i zostawił ją samą na tej wyspie.
Nagle przeszył ją dreszcz lęku. Zerknęła przez ramię. Czy spodziewała się ujrzeć
pirata z drewnianą nogą? Odetchnęła głęboko, by się opanować.
Jack prawdopodobnie spędza czas w ramionach jakiejś barmanki o bujnych kształ-
tach, jak czynili wszyscy jego wysmagani słoną bryzą przodkowie. Co ją to obchodzi?
Potrzebuje tylko jego umiejętności poszukiwacza skarbów, a potem jak najszybciej się
stÄ…d wyniesie.
Wróciła do sypialni i znów przyjrzała się mapie. Widniało na niej mnóstwo rzym-
skich liczb, ale, jak zauważyła, żadna nie była wyższa niż dwadzieścia pięć. Nagle bły-
snął jej pomysł. A jeżeli te liczby odpowiadają kolejności liter w alfabecie? Na przykład
III to C, a VII to G...
Gorączkowo chwyciła czystą kartkę i przebiegając w myśli alfabet wypisała litery
według tego klucza. W ten sposób otrzymała następujący tekst:
Wyrusz o śficie i wiosłuj napułnoc od Zatoki Umarlakuw do dżewa figowego. Skręć
na pułnocny wschud i płyń przez pięć tuzinuf udeżeń wioseł. Zwruć dziub łodzi ku chory-
L R
T
zontowi i płyń przez siedem tuzinuf udeżeń wioseł w stronę słońca, gdzie pułnocny skalny
cypel graniczy z Pżystanią Rastera. Tżymaj się blisko nih i płyń przez dziewięć tuzinuf
udeżeń wioseł na południowy wschud. W południe podnieś wiosło i ono pokaże ci miej-
sce, z kturego szukaj czterdzieści sążni wgłomb.
Vicki wypisała ostatnie słowo i odetchnęła głęboko. Przez moment czuła euforię,
lecz zaraz uświadomiła sobie, jak w istocie mgliste są te wskazówki.
A jednak...
Gdzie się podziewa Jack? Wstała z łóżka i poszła do kuchni. Zjadła porcję indyka
na zimno, gdyż inaczej skonałaby z głodu i Jack po powrocie znalazłby tylko jej zwłoki.
Potrzebowała jego pomocy, a on zabawia się z jakąś barmanką!
Nie mogła się już doczekać, kiedy odzyska niezależność i nie będzie musiała na
nikim polegać.
Dopiero przed świtem usłyszała odległy warkot silnika jachtu. Poszła na przystań
zalaną księżycową poświatą i czekała z dłońmi wspartymi na biodrach niczym zazdrosna
żona.
Jack dostrzegł ją z pokładu.
- Miło być powitanym przez piękną kobietę.
- Myślałam, że już nie wrócisz - burknęła. - Złamałam szyfr. Teraz musimy tylko
wydobyć skarb.
Znieruchomiał, trzymając w rękach kartonowe pudło.
- Gdzie on jest?
- Pod wodą, oczywiście. Za skałą i trzy tuziny uderzeń wioseł tędy i owędy. Znaj-
dziemy go - powiedziała, po czym odwróciła się i ruszyła z powrotem do domu, mając
nadzieję, że jej pośladki wyglądają bardziej seksownie niż pośladki jego barmanki.
Weszli do kuchni. Wyjął kilka produktów z kartonowego pudła i włożył do lodów-
ki.
- Popłynąłem w odwiedziny - wyjaśnił.
- Domyśliłam się - mruknęła.
- Nie takie, jak myślisz - rzekł z rozbawieniem. - Czyżbyś była zazdrosna?
- Możesz robić, co chcesz - odparła zakłopotana, że się zdradziła.
L R
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]