pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Townsend Sue 1 Sekretny dziennik Adriana Mole'a lat 13 i trzy czwarte
- M. Armstrong Blood Lines 2 Conduit
- Denver Men 1 CEO's Pregnant Lover Leslie North
- 0503. Greiman Lois Powrót do Iowa
- HT173. Ross JoAnn Fala przypśÂ‚ywu
- Wil McCarthy The Queendom of Sol 03 Lost in Transmission (Bantam)
- Alan Dean Foster Flinx 02 Tar Aiym Krang
- Linz Cathie Niebezpieczne flirty
- Coben, Harlan Krótka piśÂ‚ka
- Kroniki brata Cadfaela 11 DoskonaśÂ‚a tajemnica Peters Ellis
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ubezpieczalnia, każdy zdąży. - I zapłaciłem rachunek, który wyniósł czterdzieści sześć złotych.
Majstrowie popatrzyli na siebie, coś poszeptali, a Helmut powiedział:
- Wobec tego zmieniamy lokal. Teraz my pokażemy, jak się majstrowie bawią.
I zaczęła się zabawa na ich koszt. Dwiema taksówkami przerzuciliśmy się do innej knajpy. Ta
była jeszcze lepsza, z występami. Półnagie kobiety tańczyły na parkiecie i śpiewały modne piosenki.
Pod jedną ścianą siedziało kilkanaście młodych i ładnych kobiet. Domyśliłem się, że to fordanserki.
Każdy, kto chce, może prosić je do tańca, trzezwy czy pijany, młody czy stary, a one w interesie
knajpy nie mają prawa odmówić. Jeśli pijani goście zaproszą którąś z nich do swego stolika,
właściciel knajpy płaci jej pewien procent od rachunku, który oni zapłacą. Starają się więc, jak
mogą, naciągać gości na drogie trunki i zakąski. Wysączyliśmy tu troszkę wędki, troszkę
potańczyliśmy i znów przesiadka do innego lokalu.
Była godzina pierwsza w nocy, gdy znalezliśmy się w nowej knajpie, która od poprzedniej
różniła się tylko tym, że nie było w niej występów, natomiast miała więcej fordanserek. Spodobała
mi się jedna z nich. Siedziała w towarzystwie koleżanek w pobliżu naszego stolika. Była ładna,
zgrabna i nie miała więcej niż osiemnaście lat. Patrzyłem na nią natarczywie, a gdy uśmiechnęła się
do mnie, poprosiłem ją do tańca. Tańczyłem dla samej tylko przyjemności tańca, bez żadnych celów
ubocznych. Innego jednak na ten temat zdania była widocznie moja partnerka. Przy trzecim tańcu
przylgnęła do mnie całą długością swego młodego ciała. Zdrętwiałem - przecież miałem dopiero
dziewiętnaście lat! Do przytomności doprowadził mnie namiętny szept mojej partnerki:
- Kochanie, tak bardzo chciałabym się z tobą czegoś napić.
- Nie da rady - odpowiedziałem spokojnie. - Ja nie z kategorii frajerów. Z Dołu jestem, z
ferajny. - ( Dół to Powiśle i Czerniaków, położone niżej niż Zródmieście).
- A może jednak wypijemy po jednym - zaszczebiotała znów przymilnie.
- Słuchaj, mała, starego wróbla nie posadzisz na końskie g... Z taką przewalanką to nie do mnie.
Wiem przecież, że szukasz gościa na grubszy rachunek, a ja nie lubię być frajerem i powiem ci
szczerze, że nie mam forsy.
- Jeśli tak, to mam do ciebie prośbę - powiedziała już bez żadnych czułości. - Nie proś mnie
więcej do tańca. Może kogoś złapię, bo jeszcze nic dzisiaj nie zarobiłam. A może pójdziemy do
mnie? - zaproponowała. - Mieszkam tu w pobliżu.
Tańcząc wsadziłem rękę do kieszeni, w której zawsze luzem nosiłem pieniądze, i namacałem
pięć złotych. Trzymając w ręku monetę, myślałem: rachunek na dwóch wypadł czterdzieści sześć
złotych. A do wydania miałem trzydzieści złotych, plus dwadzieścia złotych zakonspirowane. Więc
wypadło taniej, niż przewidywałem.
- Masz, ale nie skorzystam - powiedziałem wkładając jej pieniądze do ręki.
- Jak to, tak za nic mi dajesz? - zapytała zdziwiona. - Tak to ja nie przyjmę. Chodz do mnie za te
pięć złotych, nic więcej od ciebie nie wezmę.
Powiedziałem, że nie skorzystam.
- A może boisz się? Nie bój się, nikt tu nie ma do mnie prawa.
- Powiedz, mała, kogo ja się mogę bać, jak ja sam siebie się nie boję - odpowiedziałem ze
śmiechem. - A poza tym ja mam pomocnika za parkanem , którym niezle potrafię operować. -
Mówiąc to uchyliłem poły marynarki, by zobaczyła wystającą z kieszeni rękojeść dużego fińskiego
noża.
- To za co dałeś mi pieniądze?
- Taką już mam po ojcu zasadę życiową: Boso, ale w ostrogach. A dałem ci za fatygę, za taniec i
dlatego, że mi się tak podoba. A teraz baw się dalej, może jeszcze parę złotych zarobisz do rana -
powiedziałem, gdy po skończonym tańcu szliśmy razem w kierunku naszych stolików. o godzinie
wpół do trzeciej nad ranem, wszyscy dobrze na obrotach, wsiedliśmy w dwie dorożki.
- Wio, panie sałata! - krzyczał Leszek na dryndziarza w pierwszej dorożce.
- Mijaj ich pan! - wołaliśmy na swojego. i zaczął się wyścig dorożek po pustych ulicach
Warszawy. Gdy dojeżdżaliśmy do skrzyżowania ulic, zza rogu wypadło kilka osób. Dwie młode
kobiety wyskoczyły na jezdnię. Jedna wskoczyła do pierwszej dryndy, a druga do naszej.
- Obława! - powiedziała wystraszona, wciskając się między nas. - Panowie, nie dajcie mnie
zabrać - prosiła. - Nazywam się... - i wymieniła swoje imię i nazwisko.
W tym momencie zza rogu wyjechała buda - kryty samochód policyjny. Wysypali się z niego
policjanci i łapali uciekających. Nas nie zatrzymali, więc spokojnie pojechaliśmy dalej. Na ulicy
Marszałkowskiej wyskoczyłem z dorożki i wsiadłem w nocny tramwaj idący w stronę Mokotowa, a
stamtąd już piechotą w dół - w swoją parafię.
Wracając myślałem o przeżyciach ostatniego dnia. Najważniejsze przeżycie - to egzamin
dojrzałości. Skończył się praktykant, od jutra jestem już czeladnikiem i dalsze moje życie będzie się
układało w zależności od tego, jakim będę fachowcem. Lepszy fachowiec - to większa płaca i lepsze
warunki życia. Myślałem też o Leszku, dla którego ten dzień był ostatnim dniem praktyki wakacyjnej
w fabryce. Umówiliśmy się, że będziemy się spotykali. Wkrótce zaczął pracować w fabryce jako
inżynier.
Myślałem też o życiu młodej dziewczyny poznanej w knajpie i o tej, która przed obławą
schroniła się do naszej dorożki. Myślałem o kelnerze, któremu można bezkarnie wymyślać, jeśli tylko
ma się odpowiednią ilość gotówki do stracenia. Myślałem o tych tak zwanych lepszych knajpach, w
których niektórzy tracą w ciągu dnia więcej pieniędzy, niż inni mają na utrzymanie całej rodziny w
ciągu miesiąca. Na dzielnicy chłopaki też piją wódkę. Piją w mieszkaniach, na klatkach schodowych,
w bramie, za parkanem, a wieczorem to i na ulicy. Piją także, ale to już rzadziej, bo to drożej
kosztuje, w knajpach, mordowniach na dzielnicy. Gdy chcą wypić, składa się kilku po złotówce lub
po pięćdziesiąt groszy. A taniec - to latem deptak w Parku Sieleckim, a zimą sala Towarzystwa
Przyjaciół Czerniakowa - za jeden złoty od osoby.
Tego dnia poznałem nowy kawałek życia, znany mi dotychczas tylko z opowiadań.
MO%7Å‚EMY SI ZAPOZNA
- Chcesz jechać w miasto na zabawę? - zapytał Władek. - Mam zaproszenie, dostałem od
pułkownikowej, u której malowałem willę, do Resursy.
- A kto jeszcze idzie? - zapytałem.
- Bronek i Edek.
- Dobrze, idę - odpowiedziałem.
- Wejście kosztuje drogo, ale wejdziemy na gapę. Damy sobie radę. Przecież to nie Czerniaków,
tam nie będą tak bardzo pilnować - dokończył Władek.
- Niech każdy zabierze w kieszeń ćwiartuchnę - poradziłem chłopakom - bo tam na pewno drogo
kosztuje. Za dużo nie można brać, bo porządek musi być... Idziemy w kapeluszach - nie będzie poruty.
Każdy poszedł do siebie przebrać się i wieczorem pojechaliśmy na frajerską - jak to my
[ Pobierz całość w formacie PDF ]