pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Hohlbein, Wolfgang Die Saga Von Garth Und Torian 04 Die Strasse Der Ungeheuer
- Dean R. Koontz W okowach lodu
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (19) Zęby smoka
- Saga o Ludziach Lodu 43 Odrobina czułości
- Saga o Ludziach Lodu 38 Urwany ślad
- Anderson Poul Liga Polezotechniczna Tom 1 Wojna Skrzydlatych
- Dav
- Gra O Zycie E book
- Edigey Jerzy Zbrodnia w poludnie
- D.J. Manly My Father's Lover
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lolanoir.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z czasem Ellen nauczyła się coraz bardziej cenić swego towarzysza. Powiedział, że jest
zdumiony, jak dobrze im się współpracuje, chociaż różnią się między sobą tak bardzo.
Muszą tylko unikać takich tematów do rozmowy, jak religia, rasa, światopogląd...
Ale czyż między ludzmi też tak nie bywa?
Ellen dowiedziała się bardzo wiele o życiu demonów. O tym, że dawniej panowały one w o
wiele znaczniejszym stopniu nad ziemią niż obecnie. Co prawda zawsze żyły we własnych,
80
dość ograniczonych sferach, miały jednak dużo większe wpływy niż teraz. Po tym, gdy
ludzie opanowali kulę ziemską, inne stworzenia usunęły się w cień mniej lub bardziej
dobrowolnie. Przeniosły się na przykład do podziemi. Ale nigdy nie było to ich właściwe
środowisko, zostały tam zepchnięte przez ludzi. Wszystkie duchy natury, takie jak demony,
zaliczane do złych mocy, jak również liczne dobre siły. Miejsca człowiekowi musiały ustąpić
także zwierzęta.
Tak, o tym Ellen sama wiedziała i właśnie zachowanie człowieka wobec zwierząt zawsze ją
najbardziej poruszało, budziło w niej najgłębszy smutek.
- Wiem o tym - powiedział Demon Wichru. - Na wszystkich poziomach, wśród wszystkich sił
natury, Ludzie Lodu cenieni są bardzo wysoko właśnie dlatego, że tyle troski okazują
zwierzętom.
- Dziękuję. A czy mogłabym ci zadać jedno pytanie? Chciałabym mianowicie wiedzieć, czy
demony to dobre siły, czy złe?
Demon westchnął, a potem zachichotał.
- Jakoś nie bardzo bym chciał na to pytanie odpowiadać, w każdym razie jeszcze nie teraz.
- Ale przecież ty mnie uratowałeś. To był dobry uczynek, nie możesz zaprzeczyć.
- A czyż nie jesteśmy sojusznikami? Wydawało mi się, że w Górze Demonów zostało to
bardzo wyraznie powiedziane. Walczymy z tym samym wrogiem. I na razie to powinno
wystarczyć!
- Oczywiście - odrzekła i popatrzyła na niego zamyślona. - Zwłaszcza za jednym z nas
chętnie podążacie, prawda?
- Bystra jesteÅ›.
- Jakoś mi to przyszło do głowy właśnie teraz. Pewnie dlatego, że trzymam cię za rękę. Być
może poznaję dzięki temu niektóre twoje... no, nie myśli, ale, powiedzmy, nastroje.
Pragnienia. A kim jest ten, za którym podążacie? Czy to Nataniel? A może Marco? Albo
Tengel Dobry? Targenor? Shira? Rune? Sol?
- Nie próbuj zgadywać! I tak nic nie powiem.
Demony Wichru różniły się od choćby demonów Ingrid, podstępnych niczym lisy i dość
nieokrzesanych, zwłaszcza w mowie. Przewodnik Ellen, który miał na imię Fecor,
prezentował pewną ogładę, język jego był poprawny, a on sam zachowywał się wobec niej
bardzo przyzwoicie. Mimo to Ellen nie mogła się pozbyć uczucia jakby zażenowania czy
raczej lęku. Było w nim coś, czego nie potrafiła zaakceptować.
81
Poza tym jednak nie miała powodów do narzekania. Było bowiem tak, jak na samym
poczÄ…tku sobie powiedzieli: oboje czuli siÄ™ potwornie samotni w tej niezmierzonej pustej
przestrzeni. Każde z nich bardzo potrzebowało towarzystwa.
Dni mijały. Coraz więcej istot było strącanych do Wielkiej Otchłani, lecz Ellen i towarzyszący
jej demon nic o tym nie wiedzieli. Oni wciąż żeglowali po bezkresnych przestrzeniach,
zataczali ogromne kręgi, unoszeni prądem powietrznym, nie spotykając nikogo, ani ludzi, ani
demonów.
Wirowali w kompletnych ciemnościach, bali się bowiem niepotrzebnie zużywać baterii
latarki. Zwiatło zapalali tylko w przypadku absolutnej konieczności. A to zdarzało się nader
rzadko.
Z oczu Ellen niemal przez cały czas płynęły łzy, nie chciała jednak, by Fecor o tym wiedział.
Kiedy spostrzegał, że dziewczyna jest smutna, starał się jak mógł ją rozweselić, ale
ponieważ sam trwał w głębokim przygnębieniu, jego starania wypadały dość blado.
I w końcu nadszedł ten dzień - chociaż Ellen i Fecor nie zdawali sobie z tego sprawy, bo dla
nich dzień niczym się od nocy nie różnił - naszedł ten moment, gdy Tengel Zły potknął się na
górskiej przełęczy i w niepohamowanym pędzie toczył się w dół po zarośniętym trawą
śliskim zboczu...
Wrzeszczał przy tym jak oszalały z wściekłości i bólu.
Cały ten podwójny rząd skamieniałych nieżywych przestępców zwalił się na niego. Przez
chwilę leżał na samym spodzie, a powstrzymujące go niezwykłe łańcuchy sterczały jakiś
czas w powietrzu, po czym przeważyły i runęły w dół, a on o mało nie skręcił karku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]