pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Animorphs 42 The Journey
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (19) Zęby smoka
- Sandhammaren A vegzetes part Margit Sandemo
- Margit Sandemo Tajemnica Władcy Lasu
- Sandemo _Margitt_08_Uprowadzenie
- Sandemo Margit Irlandzki romans
- HśÂ‚asko Marek Pić™kni dwudziestoletni 50
- Dell_Ether_Mary_ _Powiew_wiosny_02_ _Cierniste_róśźe
- Gordon Abigail Intruz
- Davis Justine Prawo do miśÂ‚ośÂ›ci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się nie stało. Cóż, pozostawało jej zaufać wiedzy przybyszów z dalekiej planety.
Lo wstał, podszedł zdecydowanym krokiem do masywnych drzwi, wykonanych z
materiału przypominającego pleksi, i zatrzasnął je. Następnie dał znak kolegom, że wszystko
gotowe do odlotu, i ponownie przysiadł obok Lindis, która ani na chwilę nie spuszczała
swojego opiekuna z oczu.
- Zwykle pomagam Ariemu przy starcie. Manewrowanie w atmosferze ziemskiej
wymaga sporej wprawy - wyjaśnił. - Tym razem jednak postanowiłem dotrzymać ci
towarzystwa. Jesteś pierwszą ludzką istotą, która wyruszy w kosmiczną podróż w
międzyplanetarnej maszynie tego typu. Wiemy, że i wy, Ziemianie, dysponujecie
nowoczesnymi statkami kosmicznymi, ale nasze pojazdy to maszyny dużo nowszej generacji.
Dlatego nie jesteśmy pewni, jak zniesiesz ten lot, rozwiniemy bowiem ogromną prędkość.
Zastanawiam się, czy nie zaaplikować ci zastrzyku znieczulającego. Podczas wznoszenia się
statku możesz odczuwać dotkliwy ból w uszach.
- Oszalałeś? Nie chcę żadnego znieczulenia!
- Nie zamierzam cię straszyć, ale zanim nie opuścimy atmosfery i nie znajdziemy się
poza strefą przyciągania ziemskiego, może być naprawdę nieprzyjemnie.
- Nie boję się - skłamała Lindis.
Lo uśmiechnął się pod nosem.
- WyjÄ…tkowo dzielna z ciebie dziewczyna.
Profesor Tan włączył silnik i ustawił parametry lotu. Lindis zauważyła, że trójka
pilotów jest niezwykle skoncentrowana.
- Ruszamy - usłyszała myśli profesora Tana.
- Oczekujemy was - rozległ się niski głos, dobiegający od strony niewielkiego monitora.
- Uważajcie na deszcz meteorów na waszym kursie. Czy jest z wami dziewczyna z Ziemi?
- Owszem. Zdecydowała się na tę podróż.
- Znakomicie. Zwróćcie szczególną uwagę na jej reakcje. Poruszajcie się z minimalną
prędkością! Lo ma rację, mówiąc, że ludzie z planety Ziemia nie są tak odporni jak my.
Wprawdzie ci ludzie używają skafandrów kosmicznych, ale w tym przypadku nawet i one nie
na wiele by się zdały. Pozostaje nam wierzyć, że wszystko pójdzie dobrze.
Głos ucichł, a tymczasem Lo ułożył się na drugiej kozetce tuż obok Lindis i przypiął
starannie pasami. Ręce i nogi miał jednak wolne na wypadek, gdyby musiał pomagać
współtowarzyszce podróży. Wcześniej jeszcze owinął ramię dziewczyny szerokim pasem.
Lindis odniosła wrażenie, że w ten sposób Lo mierzy jej ciśnienie.
W pewnej chwili statek zaczął się kołysać, a silnik zawył przejmująco. Z sekundy na
sekundę owo napawające Lindis lękiem kołysanie wzmagało się, a po upływie minuty lub
dwóch nagle wszystko się uspokoiło i ucichło.
- Natychmiast otwórz usta! - zawołał nieoczekiwanie Lo.
- Dlacze... - chciała zapytać Lindis, lecz nie zdążyła. Nagła zmiana ciśnienia wewnątrz
pojazdu sprawiła, że z płuc Lindis w ułamku sekundy wydostało się zalegające tam powietrze.
W pomieszczeniu rozległ się jej rozdzierający krzyk.
- Jestem przy tobie, spokojnie - starał się uspokajać przyjaciółkę Lo.
Lindis tymczasem nie mogła złapać tchu. Bębenki w uszach bolały niemiłosiernie, a
nieznana siła rozsadzała jej płuca i wciskała ciało w kozetkę. Dziewczyna miała nieodparte
wrażenie, że gałki oczne wbijają się głęboko w jej mózg. Skóra na twarzy napięła się tak, jakby
za moment miała pęknąć. Po chwili pod nosem Lindis pojawiły się kropelki krwi.
Lo obserwował dziewczynę z przerażeniem. Na chwilę kompletnie stracił głowę i nie
był w stanie zareagować. Opanował się jednak, ostrożnie otarł z twarzy Lindis krew i pot,
jeszcze bardziej uniósł górną część kozetki, po raz kolejny zmierzył Lindis ciśnienie i sprawdził
pracę serca. W pewnej chwili zrozpaczony krzyknął w stronę pilotów:
- Zawracajcie!
Oddychanie przychodziło Lindis z niewyobrażalnym trudem. Zsiniała i była już bliska
utraty przytomności. Tan wskazał dłonią na aparat tlenowy, wiszący ponad głową dziewczyny, i
Lo błyskawicznie zrobił z niego użytek.
Lindis poczuła wyrazną ulgę i wreszcie udało jej się wciągnąć większy haust powietrza
do płuc. Ostatkiem sił skierowała do Lo przesłanie:
- Nie zawracajcie. Wytrzymam.
Wcale jednak nie była tego taka pewna. Czuła, że opada z sil, ale nic nie mogła na to
poradzić. Nie była w stanie nawet ruszyć się z miejsca, gdyż krępowały ją pasy bezpieczeństwa,
zaś ciśnienie wewnątrz kabiny nie pozwoliłoby na najmniejsze uniesienie głowy czy ręki.
Wydawało jej się, że cierpieniom nie będzie końca.
Ari odwrócił się, spojrzał na dziewczynę i z troską w głosie spytał:
- Lo, jak ona to znosi?
Lo w milczeniu pokręcił tylko głową. Wyglądał na bezradnego.
- Za chwilę znajdziemy się poza strefą przyciągania. To już nie potrwa długo - pocieszał
Ari.
Lindis nigdy przedtem nie przeżywała tak okropnego bólu. Miała wrażenie, że jakaś
niewyobrażalna siła rozrywa jej ciało na tysiące kawałeczków, płuca pracują niczym kowalskie
miechy, zaś z oczu, czoła, a nawet uszu spływają pomieszane z potem łzy. Czuła na sobie
dłonie Lo, ale nie widziała jego twarzy. Wydawało jej się, że wszystkie światła pogasły. Wokół
niej zapanowała głęboka ciemność. Raz miała wrażenie, że marznie, innym razem oblewała ją
fala gorÄ…ca.
Profesor Tan zaczął mówić do mikrofonu, informując macierzystą jednostkę o stanie
pasażerki.
- Wygląda na to, że dziewczyna nie wytrzyma.
- Spróbujcie zrobić jej zastrzyk z...
Co zamierzano jej zaaplikować, tego Lindis nie dosłyszała. Poczuła jedynie lekkie
ukłucie w przedramię i już po chwili jej serce zaczęło bić spokojniej. Nadal jednak nie
ustępowało bolesne napięcie w uszach i płucach, a skronie wciąż dudniły. Dziewczyna
odwróciła wykrzywioną bólem twarz w stronę, gdzie, jak sądziła, siedział jej przyjaciel.
- Nie miałem pojęcia, że między mieszkańcami Ziemi a nami jest taka różnica. Gdybym
przypuszczał, jakie sprowadzę na ciebie cierpienia, nigdy nie pozwoliłbym na tę podróż -
powiedział załamany Lo. - Za bardzo zaufałem podobieństwom, sądziłem, że wiele nas łączy.
Teraz wiem, że nie możecie obyć się bez skafandra. O ile w ogóle na coś by się tu zdał.
- Jesteśmy słabymi istotami - . wyszeptała z trudem Lindis.
Czuła się tak, jakby za chwilę miała umrzeć, a jednak się nie bała. Być może sprawiła to
obecność Lo, a może fakt, że jej organizm znajdował się w stanie krańcowego wyczerpania. Nie
miała siły do dalszej walki. Teraz było jej obojętne, jak zakończy się ta przygoda.
Naraz wszelkie bóle i uciążliwości minęły jak ręką odjął. Lindis poczuła się znacznie
lepiej. Napięcie w całym ciele ustąpiło, powrócił wzrok, lepiej słyszała. Zdeformowana,
ściągnięta skurczami twarz odzyskała normalny wygląd. Lindis z niedowierzaniem popatrzyła
na Lo; on również wydawał się zaskoczony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]