pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- PS39 Pan Samochodzik i Wynalazek InĹźyniera Rychnowskiego Olszakowski Tomasz
- 27 Tomasz Olszakowski Pan Samochodzik i Tajemnice Warszawskich FortĂłw
- (08)_Nienacki_Zbigniew_ _Pan_Samochodzik_i_..._Zagadki_Fromborka
- 08 Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Kapitan Nemo
- 15 Pan Samochodzik i nieuchwytny kolekcjoner Z.Nienacki
- 87 Pan Samochodzik i Truso Maciek Horn
- PS19 Pan Samochodzik I Złoto Inków t.2 Szumski Jerzy
- Morey Trish Światowe Życie Extra 324 Ślub księżniczki
- Haasler Robert A. 6. Życie seksualne księży
- Kate Brian Księżniczka i żebraczka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elau66wr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którego umocowałem szeroką na osiemdziesiąt centymetrów reję. Na niej utrzymywała się
płachta żagla, a siedząc z tyłu mogłem naciągać lub luzować szoty. Od samego początku rejsu
intrygowała mnie wielkość płetwy sterowej. Teraz stało się dla mnie wszystko jasne. Stryj
Piotra przystosował kajak do żeglowania z wiatrem i przy łagodnych podmuchach
baksztagowych.
Widząc pomarszczoną od południowego wiatru powierzchnię Mokrego Piotr
zrozumiał mój zamiar i ucieszył się.
- Skąd wiedziałeś? - zapytał.
- Myślałem o zrobieniu żagla, a tu twój stryj miał już wszystko gotowe - zaśmiałem
siÄ™.
Nalaliśmy gorącą kawę do termosu, zapakowaliśmy kanapki i zwinęliśmy tymczasowy
obóz. Teraz na pełnych żaglach szybko płynęliśmy, nawet nie zanurzając wioseł w wodzie.
Rozkoszowaliśmy się chłodem poranka i posiłkiem. Kilka razy zerknąłem przez lornetkę na
stanicę w Zgonie. Już o piątej zapanował tam ruch, a wiele ciemnych sylwetek ludzi kulących
się z zimna zebrało się na brzegu. Byłem gotów założyć się, że próbowali wypatrzyć nas na
wodzie. Byliśmy zbyt daleko, a wkrótce zasłoniły nas porośnięte lasem brzegi Mokrego.
- Będzie lało - przepowiadał Piotr.
Miał rację. Od rana dmuchał wiatr, szare chmury sunęły nisko. Już około siódmej
byliśmy przy zastawie pomiędzy jeziorami Mokrym i Krutyńskim. Błyskawicznie
przenieśliśmy naszą Marpezję i już nieco wolniej popłynęliśmy dalej. Tu był jeden z
najpiękniejszych odcinków spływu i żal by nam było zostawiać go za sobą tak szybko.
Byliśmy absolutnie sami w środku leśnej głuszy, na jeziorze z licznymi zatoczkami,
trzcinowiskami, miejscami jakby stworzonymi, by ukrywać jakieś tajemnice. Zwalone przez
wichury drzewa nurzały wyschnięte konary w wodzie. Do szczęścia mogło brakować tylko
wspaniałej, słonecznej pogody. Płynęliśmy przyglądając się licznym kaczkom, które oswojone
przez turystów ciekawie wyciągały szyje w oczekiwaniu kawałków chleba. Nawet wydra
czająca się na brzegu patrzyła na nas z zainteresowaniem. Ostrożnie przepłynęliśmy pomiędzy
resztkami słupów nośnych drewnianego mostu i zbliżaliśmy się do Krutyni. Po drodze
minęliśmy przedmościa wiaduktu kolejowego. W latach powojennych linię kolejową z Piecek
rozebrali rosyjscy żołnierze i miejmy nadzieję, że te szyny dzielnie służą rosyjskim kolejom
do dziÅ›.
Krutyń została założona około 1500 roku jako osada myśliwska; podobno stał tu
zameczek myśliwski wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego. Od okresu międzywojennego
jest miejscowością wypoczynkową. Tu znajduje się centrala Mazurskiego Parku
Krajobrazowego. Po rzece pływają krutyńscy gondolierzy, w płaskodennych łodziach wożący
turystów pod prąd do Jeziora Krutyńskiego i z powrotem. Teraz miejscowość, zwłaszcza o tak
wczesnej porze, była jakby uśpiona. Dodatkowo zaczął padać deszcz.
Najpierw wpłynęliśmy do małej odnogi Krutyni, naprzeciwko stanicy w Krutyni.
Zacumowaliśmy Marpezję w miejscu niewidocznym z głównego nurtu. Maszt i żagiel
wykorzystaliśmy jako namiot, pod którym skryliśmy się przed opadami deszczu. Spaliśmy na
zmianę do dziesiątej. Najpierw Piotr, potem ja ułożyliśmy się w krzakach przy rzece i
czekaliśmy na pościg. Byliśmy pewni, że dowcipnisiami były papużki albo harcerze.
Czekaliśmy, kto pierwszy dotrze do Krutyni w pogoni za nami.
O dziwo, pierwsi byli Galindowie. Bez trudu rozpoznałem w pierwszej łodzi Arka.
Galindowie przybili do stanicy. Zaraz Arek zaczął o coś wypytywać ludzi na brzegu
wyszukujÄ…c miejscowych. Po chwili z Adamem i IlonÄ… poszli do wsi.
- Widziałeś? - zwróciłem się do Piotra. Siknął głową.
- Co o tym myślisz?
- Szukają grodziska - odparł.
- Poszli na miejsce, gdzie był zameczek myśliwski wielkiego mistrza? - zastanawiałem
siÄ™.
- Pójdę za nimi - zaoferował się Piotr.
Zawrócił w krzaki i potem widziałem go, jak kilkanaście metrów w dół rzeki forsował
ją w bród.
Po półgodzinie mojej warty w krzakach z oddali usłyszałem czyjeś rozmowy. To były
głosy młodzieży. Przyłożyłem do oczu szkła lornetki i czekałem. Leżałem w miejscu, skąd
widziałem około trzystu metrów w górę rzeki. Najpierw rzecz jasna ujrzałem spocone twarze
papużek . Przypominały ważki, które wyglądają ofiary. Wiosłując starały się zajrzeć za
każdy pień drzewa na brzegu, czy tam nie czaimy się w zasadzce. Krutynia w tym miejscu
mogła mieć zaledwie dziesięć metrów szerokości, więc z wody bystre oko bez trudu mogło
mnie dostrzec za krzakami. Chciałem się wycofać, bo już wiedziałem, że płyną także
harcerze, ale nagle zobaczyłem coś, w co nie mogłem uwierzyć. Raz i drugi przytknąłem
lornetkę do oczu i wreszcie zdumiony musiałem uciekać.
Hałas na wodzie wzmógł się. Ostrożnie wróciłem do punktu obserwacyjnego. Całe
towarzystwo, harcerze i papużki , mokre od deszczu, spocone, zmęczone drakońskim
tempem, jakie musiało sobie narzucić, i przeprawą przez wzburzone w niepogodę Mokre,
wysiadało z kajaków. Gospodarz stanicy pytany o nas wzruszył ramionami i machnął rękę w
dół rzeki. Gdy tylko wszyscy zniknęli w środku smażalni ryb koło przystani, ułożyłem się w
moim punkcie obserwacyjnym. Widziałem, jak Izegpsus, papużki i harcerze rozmawiali o
czymś żywo gestykulując.
Potem wrócili Arek, Adam i Ilona. Dołączyli do dyskutujących. Po pełnej, sądząc z
min, wrogości opowieści papużek Arek roześmiał się i wskazał na siebie palcem, bijąc się
w pierś. Kakadu wtedy wybuchnęła śmiechem.
Za sobą usłyszałem kroki. Obejrzałem się - to wracał Piotr.
- I co? - zapytał. - Widziałeś ducha? - zaciekawił się moją miną.
- Tak jakby - smutno pokiwałem głową. - Teraz już wiem, że nie uwolnimy się od ich
towarzystwa.
- Papużki ? - Piotr lekceważąco wydął usta. - Jakoś przeżyjemy, a jeszcze zaczną
nam jeść z ręki. Zobaczysz!
- Nie sądzę. Wiesz, kto ostatniej nocy bawił się w Elderyka?
- Harcerze?
- Nie, Arek.
- O łobuz - Piotr z niedowierzaniem pokręcił głową. - Próbuje nas zastraszyć.
- Zemściliśmy się nie na tych co trzeba, ale teraz wiemy, w kogo wymierzyć ostrze
naszej mściwości - powiedziałem z uśmiechem.
- Może wykorzystamy okazję i uciekniemy? - zaproponował Piotr.
- Czekamy - orzekłem. - Niech płyną dalej. Ciekawe, co zrobią, jak w Ukcie dowiedzą
się, że tam nas nie ma?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]