pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Dale_Ruth_Jane_Zrzadzenie_losu
- Jane Porter PrzyszĹa krĂłlowa
- Holy Book Women's Mysteries
- Dorota SumiśÂska Autobiografia na czterech śÂapach
- Harrison, Harry B5, Bill en el Planeta de los 10000 Bares
- Clancy Tom Zwiadowcy 5 Wielki wyśÂcig
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 08 Podejrzenia
- Andrews Amy Jedna noc
- Historia JćÂzyka Polskiego
- Drugie Życie Pani Appelstein I Wincenty ŁoÂś
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btsbydgoszcz.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
planujecie, nie zaczynajcie się nawzajem winić za pierwsze
niepowodzenie. Widziałem tak wiele par, które przychodziły tutaj i
rozpoczynały leczenie, radośnie stawiając mu czoło, a potem powstawało
pomiędzy nimi napięcie. Niech pani nie pozwoli, aby i wam się to
przydarzyło. Jeszcze raz powtarzam - nie pani spowodowała krwawienie.
Wszystko wskazuje na to, że embriony po prostu nie zagniezdziły się w
macicy. Ciągle jeszcze nie wiemy, dlaczego tak się dzieje. Jestem jednak
całkowicie przekonany, że w pani wypadku tak się właśnie stało.
- Pan nie rozumie. Ja czułam, że jestem w ciąży. Naprawdę. Nikomu tego
nie mówiłam, bo nie chciałam zapeszyć, ale czułam się inaczej niż
zwykle. Wiem, że tak było. Gdyby tylko nie ten przeklęty pies...
- Och, gdyby tylko, gdyby tylko! Niech pani zrozumie, to jedyna rzecz,
której tutaj nie mówimy. To byłoby zbyt proste. Radzę pani wrócić teraz
do domu i spędzić spokojny wieczór z mężem, nie myśląc o...
- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego przez cały czas tak bardzo chce pan
wepchnąć w to wszystko mojego męża. Ani tego, że w tak dziwaczny
sposób go pan broni, to oczywiste, że...
- Droga pani, ta rozmowa prowadzi donikąd. Doskonale rozumiem,
dlaczego jest pani w takim stanie, to naturalne, ale proszę, naprawdę
proszę, niech pani przez kilka dni
stara się o tym nie myśleć. Jeżeli będzie pani chciała, proszę potem nas
odwiedzić. Wtedy znów porozmawiamy.
Julia przyglądała się mu przez chwilę. Podczas rozmowy patrzyła i
słuchała, czy nie da jej jakiegoś znaku, na który czekała. Teraz nadszedł
moment, kiedy mogło się to zdarzyć. Odczekała kilka sekund, myśląc, co
ma powiedzieć, i uśmiechnęła się leciutko. Skoro chce tak grać, niech
będzie. Najważniejsze było to, że chciał przy niej wypaść na człowieka
kompetentnego.
- Wolałabym, aby nie nadużywał pan słowa naturalny" - powiedziała. -
Zaczyna pan mówić jak moja matka.
Antoni z ulgą zauważył, że na jej wargach rozkwitł uśmiech.
- Ma pani rację. Nie jest to właściwe słowo, zwłaszcza tutaj - kryje w
sobie tyle niewłaściwie pojmowanych aluzji. Mam nadzieję, że poniecha
pani nonsensownego oskarżania kogokolwiek - siebie czy też męża - i
skupi się na tym, co zrobić potem. Oczywiście, jeśli będzie pani gotowa;
nie zbieram pani więcej czasu.
- Nie, ja już zdecydowałam. Chcę zacząć od razu. Nigdy w to nie
wątpiłam.
- Czy nie powinna pani najpierw przedyskutować tego z mężem?
- Nie, nie, oczywiście że nie; to znaczy, już to zrobiłam. Obydwoje już
postanowiliśmy. Chcemy spróbować jeszcze raz. Tak szybko, jak to
możliwe.
- W takim razie dobrze. Proszę jutro z samego rana zadzwonić do nas -
ustalimy termin.
- Dziękuję. Dziękuję także za to spotkanie. Miło, że się pan zgodził.
Przepraszam, że zabrałam panu tyle czasu.
- Nic podobnego, proszę się nie przejmować. Po to jesteśmy. Odprowadzę
panią do wyjścia. Gdyby mnie pani potrzebowała, proszę się
kontaktować. Będę szczęśliwy, mogąc pani pomóc.
O to chodziło. Powiedział to wreszcie.
***
Julia szła ulicą Weymouth. Choć grudniowe powietrze było zimne, w
głowie się jej gotowało. Owinęła się płasz-
czem. Uśmiechnęła się. A więc to, co podejrzewała, kiedy trzy tygodnie
temu pobierano jej komórki, było prawdą. Dał jej to do zrozumienia nie
tylko spojrzeniami, ale także słowami. Nie mogła się powstrzymać od
śmiechu; jaki był mądry, nikomu tego nie powiedział; uwielbiała tę jego
powściągliwość. Teraz nie będzie już musiał czekać - była tego pewna.
* * *
- Powiedział, że nie powinnam była dzwigać Lucy do samochodu. %7łe
mogłam być bardziej ostrożna. Dlaczego mnie nie powstrzymałeś?
Mówiłam ci, że jest za ciężka. Wiedziałam, że coś się stanie.
- Kochanie, to straszne. Nie wolno tak, nie możesz się obwiniać. Masz
rację, nie powinienem był pozwolić, abyś ją podniosła; ale pamiętasz, co
powiedział profesor Hewlett. Mówił wyraznie, że masz wieść normalne
życie i nic, co zrobisz, nie może spowodować...
- Ale z ciebie znawca! Niby tyle wiesz o dzieciach! Podnoszenie psa było
głupotą, zawsze będę to sobie wyrzucać. Wiem, że byłam w ciąży, i wiem
także, że je zabiłam. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
* * *
Julia starała się sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz karmiła Simona.
Dziecko nadal spało, ale spod kołdry wypłynęła kałuża cieczy.
- Przewijałeś go, Michał? - zawołała w ciemność i wsłuchała się w szept,
który jak sądziła, był odpowiedzią na pytanie. - Co? - szepnęła, po chwili
głośniej: - Co? Michał, to ty? Czy możesz przewinąć dziecko? On
śmierdzi. Nie lubię tego. O Boże, nie!
Znowu ta twarz. Wielka, grozna, czerwona twarz, która się nad nią
pojawiła, straszliwie blisko. Zionęła smrodem kału, który przyprawiał ją
o mdłości.
- Zamknij się! Michał cię nie słyszy! Nie ma go tutaj -warknęła.
- Kim jesteś? - spytała Julia, przełykając nerwowo ślinę. - Proszę,
powiedz mi, kim jesteś. Gdzie Antoni? Czy
przyszedł? Wydawało mi się, że go widzę. Proszę, nie rób mi krzywdy,
tak mi przykro, po prostu proszę, nie rób mi nic złego.
Zadrżała, potem na chwilę przestała, potem znowu. Drżenie przeszło w
długo trwające drgawki. Dzwoniły jej zęby, a czoło zrosiły kropelki
zimnego potu, który spływał jej do uszu.
Julia wiedziała, że ktoś jest chory, ale nie mogła rozróżnić - ona czy
dziecko. Twarz nadal była nad nią, ale ponieważ teraz wydawała się
mniej nieprzyjazna, postanowiła spróbować jeszcze raz.
- Czy możesz mi pomóc? Trzeba przewinąć dziecko, a ja nie czuję się
zbyt dobrze. Możesz zapalić światło i poprosić Michała, żeby przyniósł
mi coś do picia?
Coś zaszeleściło jej w uchu. Chciała się odwrócić, aby zobaczyć co, ale
ujrzała jedynie zamazaną plamę - główkę niemowlęcia.
- Co to? - powiedziała do śpiącego malucha. - Czego chcesz? Jesteś
głodny? To ty się ruszasz?
Małe ciałko leżało nieruchomo. Nagle znowu usłyszała szelest, tym
razem po drugiej stronie. Był to niski, ciepło brzmiący dzwięk.
Pomyślała, że jeśli nagle odwróci głowę, może uda się jej dostrzec, co
było jego zródłem, zanim znów ucichnie. Kiedy się rozejrzała dookoła,
nie zobaczyła nic oprócz podłogi i pustego pokoju, którego ściany niknęły
w mroku.
- To ty to robisz, tak? - szepnęła do twarzy, która według niej nadal
znajdowała się ponad nią. - Nie rozumiem. yle się czuję. Przestań
hałasować, proszę. Nie lubię tego hałasu.
Rozdział 12
I tak zaczął się kolejny cykl testów i zastrzyków, który miał trwać nie
wiadomo jak długo. Julia i Michał wrócili do codziennych zajęć, idących
w parze z wizytami w klinice, zakupami i ograniczonym do minimum
życiem towarzyskim. Sprawy psa już więcej nie poruszali, chociaż
Michał był pewien, że ilekroć Julia na niego patrzy, jej spojrzenie jest
pełne wyrzutu. Ale ponieważ wydawało się, że ogólnie jest w raczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]